Bolek ma już za sobą przeszło 70 wiosen. Obecnie jest emerytem, pomaga młodym rozkręcać biznes. Zna się na tym - tworzył firmę od podstaw w Stanach Zjednoczonych. Teraz dzieli się doświadczeniem, ale nie tylko biznesowym. Jego pijackie dokonania są równie "imponujące". Jeszcze bardziej zachwyca fakt, że potrafił pokonać nałóg. Początki picia sięgają lat 70. ubiegłego stulecia.
- Zaczęło się jak miałem 9 lat. W niedziele zawsze odczuwałem jakiś lęk, niepewność. Pewnego razu wypiłem butelkę wina. Wtedy mi przeszło. Tak się zaczęła moja historia - mówi Bolek. - Nigdy nie miałem problemów w szkole - byłem uzdolnionym uczniem i sportowcem. Skończyłem liceum Mickiewicza w Katowicach, jestem absolwentem Akademii Górniczo-Hutniczej. Gdy zacząłem pracować, zawsze po "szychcie" wypijałem pół litra. Potem w latach 70. wyjechałem do Szwajcarii, doskwierała mi tam samotność. Z jednej strony mogłem nie pić miesiącami. Ale gdy wychyliłem kieliszek, nie znałem umiaru - dodaje.
Rodzina reagowała różnie. Jego pierwsza żona, z którą związał się jeszcze Polsce, miała tego dość. Druga była bardziej "liberalna" - bo sama razem z Bolkiem lubiła zajrzeć do kieliszka. Układało im się znakomicie, choć w pewnym momencie wyjechała do Stanów. Tam czuła się lepiej niż w Europie. Bolek pojechał za nią - mieli już wtedy czwórkę dzieci. Zmiana kraju nie oznaczała zmiany nawyków.
- Raz się tak upiłem, że wylądowałem w Honkongu. Nie wiem, jak to się stało. Byłem bez ubrań, pieniędzy, dokumentów. Musiałem czekać, aż zostaną dostarczone, by załatwić powrót. Problemów z kasą nie miałem, bo sam prowadziłem firmę - mówi Bolek.
Może dlatego nigdy nie czuł, że może coś stracić. W Stanach był niezależny finansowo. O swoim problemie nie mówił nikomu, zresztą był tak "mocnym zawodnikiem", że nikt nie był w stanie rozpoznać, że pił. Lata praktyki alkoholowej zrobiły swoje. Ale przyszedł pewien moment załamania. Chwila, w której uświadomił sobie, że jest bezsilny wobec nałogu. Mógł nie pić miesiącami lub nawet przez rok. Ale gdy zatracił się w kieliszku, to na amen. 16 sierpnia 1988 roku poszedł na pierwszy meeting. Alkoholu nie wziął do ust aż po dziś dzień.
12 kroków od butelki
- Boże, użycz mi pogody ducha, abym godził się z tym, czego nie mogę zmienić, odwagi, abym zmieniał to, co mogę zmienić, i mądrości, abym odróżniał jedno od drugiego - od tej modlitwy zaczyna się każdy meeting AA. Anonimowi Alkoholicy zorganizowali się kilkadziesiąt lat temu samodzielnie, by pokonać nałóg. Teraz w całym kraju są tysiące członków. Podczas spotkań w swoim gronie rozmawiają na określony temat. Każdy indywidualnie opowiada o sobie np. za co jest wdzięczny. Zasada jest jedna - nikt nie komentuje tego, co mówią koledzy lub koleżanki.
- Takie spotkanie daje dużo na samym początku. Chodzę do dziś, bo dzięki temu mogę zwrócić to, co dostałem za darmo. W Stanach Zjednoczonych płaci się ze detoks za 10-14 dni, potem człowiek może nawet wrócić do picia. W Polsce jest parasol bezpieczeństwa - niemal każdy jest ubezpieczony. Pomoc w AA jest darmowa. Ja teraz chodzę, by pokazać tym młodym chłopakom, że można nie pić - dodaje Bolek.
Droga do wytrzeźwienia ma dokładnie 12 kroków. Dla niektórych to wiele, dla innych to pestka. Można je wykonać w ciągu kilku miesięcy, niektórzy męczą się latami.
- Przyznaliśmy, że jesteśmy bezsilni wobec alkoholu - że nasze życie stało się niekierowalne.
- Uwierzyliśmy, że Siła większa od nas samych może przywrócić nam zdrowy rozsądek.
- Podjęliśmy decyzję, aby powierzyć naszą wolę i nasze życie opiece Boga, tak jak Go rozumieliśmy.
- Zrobiliśmy wnikliwą i odważną osobistą inwenturę moralną.
- Wyznaliśmy Bogu, sobie i drugiemu człowiekowi istotę naszych błędów.
- Staliśmy się całkowicie gotowi, żeby Bóg usunął wszystkie te wady charakteru.
- Zwróciliśmy się do Niego w pokorze, aby usunął nasze braki.
- Zrobiliśmy listę wszystkich osób, które skrzywdziliśmy, i staliśmy się gotowi zadośćuczynić im wszystkim.
- Zadośćuczyniliśmy osobiście wszystkim, wobec których było to możliwe, z wyjątkiem tych przypadków, gdy zraniłoby to ich lub innych.
- Prowadziliśmy nadal osobistą inwenturę, z miejsca przyznając się do popełnianych błędów.
- Staraliśmy się przez modlitwę i medytację poprawiać nasz świadomy kontakt z Bogiem, tak jak Go rozumieliśmy, prosząc jedynie o poznanie Jego woli wobec nas oraz o siłę do jej spełnienia.
- Przebudzeni duchowo w rezultacie tych kroków staraliśmy się nieść to posłanie innym alkoholikom i stosować te zasady we wszystkich naszych poczynaniach.
- Już po pierwszych trzech krokach można wyjść z nałogu - komentuje Bolek. - Pierwszy mówi o tym, że czasami tracimy kontrolę nad piciem - to siła, która nie pozwala nam prowadzić własnego życia. Dlatego musimy się kierować w stronę drugiego kroku. Istnieje siła większa ode mnie, która może mnie uzdrowić. Trzeci mówi o odnalezieniu Boga. To wszystko, co mówi się bezpośrednio o nim. Wcześniej byłem ateista. Boga odnalazłem właśnie w AA. Ale dalej uważam, że ateiści to ludzie o wysokiej moralności. Jeśli oddasz się Bogu i zauważysz, że czujesz się lepiej, to może wtedy przyznasz - "Ten facet ma rację w tym, co mówi". Jeśli alkoholik robi to regularnie, wówczas ma szansę. Na tych trzech krokach można poprzestać, ale to kosztuje sporo nerwów. Kolejne kroki są jak spowiedź - musimy sobie uświadomić swoje wady charakteru. Modlitwa kroku siódmego to prośba o usunięcie tych wad, które stoją na naszej drodze. To nie znaczy, że zostaną usunięte. Będą mniej widoczne. Potem przychodzi pora na zadośćuczynienie. Czasami to trwa. Ja miałem trzy osoby, którym nie chciałem zrobić zadośćuczynienia. Musiałem się przez to modlić za te osoby. Gdy zawinię, muszę przeprosić. Ostatnie kroki mówią o tym, by się stale modlić i by oddać to, co otrzymaliśmy za darmo. Wspierać innych w potrzebie - dodaje.
Bolek pokonał tę drogę w 9 miesięcy, niektórzy potrzebują lat. Sam teraz świeci przykładem i pokazuje, że można odstawić butelkę. Pomógł mu sponsor. To osoba, która jest mentorem. Pomaga, rozmawia, wskazuje drogę. Wspiera w trudnych chwilach. Czasami alkoholik wybiera taką osobę, czasem sam jest tym wyróżnionym. Nie każdy jednak może na takie wsparcie liczyć. Wielu ludzi zwyczajnie się wstydzi nałogu. Sponsor jest tymczasowy - daje wędkę, ale nie daje ryb. Jeśli alkoholik chce wyjść z nałogu, musi podążać za wskazówkami sponsora. Jeśli nie uda mu się tego zrobić, będzie dalej tkwił w tym samym miejscu. Nasz bohater stosuje też autohipnozę. Wierzy, że umysł można zaprogramować. Innych też wprowadzał w ten stan.
Co jest najtrudniejsze w trakcie walki z nałogiem? - Za każdym razem mówię sobie: "K...a, tym razem nie będę pił". Mam synów, żonę, firmę, dobre auto. Mam za co żyć i po co żyć. Problem polega na tym, że wewnątrz jestem bankrutem. Dopóki ja nie dojdę do tego sam, nikt inny za mnie tego nie zrobi - mówi Bolek.
- Ja z kolei mam wysokie dno. To znaczy, że nic nie straciłem przez picie - mówi Robert, nasz drugi bohater. - Mam dalej tę samą żonę, mam dzieci, tę samą pracę, nie straciłem prawa jazdy. Nie czułem natomiast swojego ducha. Uświadomiłem sobie, że jeszcze może miesiąc, pół roku, rok i zaraz wszystko stracę. To była dla mnie informacja, co kładę na szali - albo kolejną flaszkę, albo rodzinę.
Jubileusz w Katowicach
Robert, podobnie jak Bolek, pomaga innym alkoholikom. Obecnie ma pełne ręce roboty, bowiem pomaga przy organizacji Zlotu z okazji 45-lecia AA w Polsce, które ruszyło z samodzielnej inicjatywy nałogowych alkoholików w 1974 roku. W tym roku tysiące osób o podobnych doświadczeniach zawita do Katowic. Wydarzenie odbywa się co 5 lat. Członkowie AA za środki z własnych składek, bez zewnętrznych dotacji, spotykają się w jednym miejscu, by podzielić się wnioskami na temat walki z nałogiem. Goście zlotu spotkają się w dniach 16-18 sierpnia w Spodku. Do Katowic zjedzie od 8 do 10 tysięcy osób z 18 krajów.
- Niektórzy spotykają się co 5 lat. To doskonała okazja, żeby zobaczyć się ponownie. Chcemy pokazać społeczeństwu, że zdrowiejemy, trzeźwiejemy. Jest nas naprawdę dużo. Chcemy przyciągnąć jak najwięcej osób. W samym regionie katowickim (liczącym także Opole) jest 300 grup - mówi Robert. I dodaje, jak mniej więcej będzie wyglądało nazywane "zlotem radości" wydarzenie - Alkoholicy mają swoiste celebracje. Na przykład na początku ustawiają się wężykiem od osoby z najdłuższym okresem trzeźwości do tej z najkrótszym. Są tacy, którzy nie piją jedną dobę. I tacy, którzy nie sięgnęli po kieliszek kilkadziesiąt lat. Tych z przeciwnych końców ustawiamy na scenie i pokazujemy, że tak naprawdę dzieli ich tylko jeden kieliszek. W ten sposób pokazujemy, że potrzebujemy się wzajemnie w naszej wspólnocie.
Oprócz tego będą meetingi, zabawy trzeźwościowe, występy twórczych osób z grona AA. Dodatkowo w Katowicach na członków wspólnoty czeka szereg atrakcji. Otrzymają zniżki na wejście do Muzeum Śląskiego, Śląskiego Wesołego Miasteczka i kin w mieście. Bedą mogli zobaczyć region i poznać nieco Śląsk na własnej skórze. Każdy, kto należy do wspólnoty, wciąż może się zapisać, by wziąć udział w wydarzeniu. Celem organizacji takiego zlotu jest wymiana doświadczeń - każdy alkoholik będzie mógł opowiedzieć o swojej historii. Drogi do trzeźwości. sa różne, ale wszystkie kręte. Czy dzielenie się swoimi pijackimi wybrykami rzeczywiście jest dobrą metodą ucieczki od butelki z procentami?
- Byłem na terapii przez miesiąc, chodziłem na meetingi i uznałem, że to właściwa droga, którą podążam od 9 lat. Jedni idą do terapeuty, inni uciekają w sport, niektórzy do kościoła. Ja bym sobie bez AA nie dał rady. Dzięki uczestnictwu w meetingach oddalam od siebie ten problem. Znam takich, którzy przyszli na spotkanie i im się nie spodobało. Jedni sobie żyją fajnie, inni nie żyją. Meetingi to jedna z dróg, moim zdaniem świetnie uzupełnia się z terapią - twierdzi Robert. - Znam dziewczynę, studentkę z Krakowa, która w wieku 24 lat powiedziała matce z dnia na dzień o swoim problemie. Po raz kolejny "zachlała" podczas imprezy i żałowała tego, co tam się działo. Dzień po tym przyjechała na odwyk.
Cudów w AA jest dużo. Dopóki ktoś żyje ma szansę, by przestać pić.
- Widziałem ludzi upadłych. Byli w niezłym bagnie. Jeśli ktoś nie poczuje upokorzenia na własnej skórze, to nie przyjdzie do AA. Ale przychodzi taki moment, że ja nie mogę zaprzeczać rzeczywistości. Wielu ludzi wychodzi na prostą. Mają rodzinę, dzieci, normalnie funkcjonują - opowiada Robert. Ale jest też ciemna strona mocy. - Dam Ci przykład. Jest kobieta, koło 58 lat. Przyszła na meetingi i widziałem, jak zaczęła trzeźwieć. Zasugerowałem jej sponsorkę. Na jednym z meetingów była "out of space" - nie wiedziała, co mówi. Myślałem, że coś zażyła. Wziąłem ją na stronę i zapytałem o to, ale zaprzeczyła. Pewnego dnia dzwoni ktoś do mnie, by poinformować o jej pogrzebie. Była "czysta" przez dwa lata. Przedawkowała leki i tak się to skończyło. Na tę chorobę nie ma mocnych. Znam też takich, którzy zapili i poszli w góry. Zamarzli - dodaje Bolek.
Alkohol jako sprawa polska
Jak podaje portal Polsat News szacuje się, że w Polsce uzależnionych od alkoholu jest ok. 600-800 tys. osób (ok. 2 proc. populacji), a nadużywa go (czyli pije w sposób szkodliwy) nawet ok. 3 mln osób. W rodzinach alkoholików wychowuje się ok. 1,5 mln dzieci, a drugie tyle to inne osoby z otoczenia alkoholików - ich współmałżonkowie czy rodzice. Wspomniane liczby są szacunkowe, ale wiele wskazuje na to, że problem jest szerszy.
- Na świecie jest ponad 6 miliardów ludzi. Jakieś 10 procent z nich jest od czegoś uzależnionych. Narkotyków, alkoholu, telefonu, czegokolwiek. To około 600 milionów osób. Weźmy nawet połowę z tego - to 350 milionów. Tymczasem na meetingi dla uzależnionych od alkoholu, narkotyków i hazardu na całym świecie przychodzi 2,4 mln - analizuje Bolek.
Robert twierdzi, że to choroba rodzinna. Sam mówi, że często Polacy wspominają, "jak to dziadek lub wujek lubili popić". Z kolei Bolek przypomniał, jak kiedyś trafił na góralskie wesele, podczas którego w ruch poszły ciupagi. Skończyło się tragicznie - mężczyzna, który oberwał w ramię, zmarł.
Z alkoholizmu trudniej wyjść kobiecie niż mężczyźnie. Robert i Bolek są tego samego zdania.
- Kobieta ma inną rolę społeczną. Jak kobieta ma wielu partnerów, to jest źle oceniana. Jak mężczyzna ma wiele kobiet, to mówi się o nim "macho". Tak jest też z piciem. Faceci mogą rzygać, mogą być zaszczani, zasrani. Kobietom takie coś nie ujdzie na sucho. W Polsce traktowana jest jak głowa domu, wzorowa matka, osoba opiekuńcza - mówi pierwszy z nich. - U kobiet jest też większe poczucie wstydu. Szybciej się też uzależniają. Mężczyznom zajmuje to nawet dekadę, paniom jakieś 5 lat. Terapia jest taka sama, ale są osobne oddziały i meetingi - dodaje.
Paniom trudniej odstawić kieliszek. Ale dają radę. - Pamiętam, że poznałem jedną kobietę, którą skądś wcześniej kojarzyłem. Ale nie wiedziałem skąd. Przyszła na AA po dwóch latach, była nie do poznania. Wszystko co posiadała, mieściło się w dwóch siatkach. Dzisiaj jednak zajmuje się sprzedażą motocykli harley dla kobiet. Radzi sobie - mówi.
Silna wola musi działać także w towarzystwie. Nasi bohaterowie niejednokrotnie podczas spotkań rodzinnych musieli odmawiać alkoholu. Mówili: ja już swoje wypiłem. Zamawiali herbatę lub kawę. Ale czasem i tak to nie działa. Robert nie pił nic na jednym ze spotkań ze znajomymi. Na drugi dzień czuł się jednak fatalnie. Sam zapach trunków, które wypili sprawił, że miał "suchego kaca". Dlatego czasem po prostu nie dostaje zaproszeń na imprezy. Mieli też chwile zwątpienia. Bolek pewnego razu pojechał się napić do knajpy, ale zrezygnował.
Co na koniec chcą powiedzieć tym, którzy mają teraz problem - Jesteśmy przykładem, że można. W rękach Boga nasza ciemna strona jest naszą największa wartością.