Oszuści używają komunikatorów i mediów społecznościowych. Żerują, trzeba to podkreślić, na naiwności kobiet otumanionych dobrą „legendą”. Mieszkanka Chorzowa uwierzyła w historię opowiedzianą przez „kanadyjskiego biznesmena” i w ten sposób straciła kilkadziesiąt tysięcy złotych. Z dolarowym przedsiębiorcą pani ta czatowała dobrych kilka miesięcy. Oszustowi się nie spieszyło, bo jest wielce prawdopodobne, że w tym czasie wciągał w sidła i inne kobiety. Zatem czarował chorzowiankę ładnymi słówkami. Ba, nawet korespondencyjnie się jej oświadczył. „Pisał też, że chce na jej adres wysłać wartościowe paczki jednakże wcześniej potrzebuje pieniędzy, na ich realizację. Kobieta uwierzyła mężczyźnie i przelewała potrzebne mu pieniądze na wskazane konta bankowe. Z czasem pojawiły się kolejne historie. Wierząc mężczyźnie kobieta przelewała kolejne sumy pieniędzy” – relacjonuje chorzowska policja. I w ten sposób straciła sporo grosza, nie zyskawszy męża i nie mając większych szans na odzyskanie wyłudzonej gotówki.
Policja – bez urazy, romantyczne nad wyraz panie – objaśnia mechanizm działania takich romantycznych oszustów. Podają się np. za amerykańskiego żołnierza, służącego na misji w Afganistanie, lub też biznesmena przebywającego na zagranicznym kontrakcie i pod taką legendą „zaczepiają” użytkowniczki na portalach społecznościowych lub komunikatorach internetowych. Gdy już nawiążą znajomość, to dla uwiarygodnienia własnej osoby i tych wszystkich miłosnych wyznań czatują z ofiarami tygodniami, a nawet i miesiącami. I cały czas, jak to mówią Francuzi, nawijają makaron na uszy i zmierzają do jednego: do wyłudzenia kasy! Czy to wyjaśnienie trafi do potencjalnych adresatek? Może. Może jednak lepiej nie przyjmować do grona swoich znajomych, ludzi, których się na oczy nie widziało, ani też z nimi korespondować? Oszukanej chorzowiance współczujemy i gratulujemy odwagi. Dzięki temu, że zgłosiła wyłudzenie policji, jest szansa, że „Kanadyjczyk” zostanie namierzony.