Do zdarzenia miało dojść w środę 3 marca po południu. Pani Sabina zrelacjonowała, co się stało, na Facebooku. - W ten piękny słoneczny dzień, wyglądając z okna mego domu na PODJEŹDZIE POD IZBĘ PRZYJĘĆ Mysłowickiego Centrum Zdrowia sp z o o zobaczyłam człowieka, który leżał. Tak, na podjeździe. W pierwszej chwili pomyślałam, że pewnie alkohol lub narkotyki wymieszane z wiosną przyniosły efekty. W kolejnej, że nawet jeśli, to co tak człowiek ma leżeć? Pójdę zapytam. Pan był trzeźwym, młodym człowiekiem, lat 26. Ból nie pozwolił mu dojść te parę metrów wyżej. Pobiegłam zatem do szpitala z myślą, że ktoś pomoże. Z drzwi wybiegała jego narzeczona. Biegała tak po całym naszym szpitalu już ponoć godzinę a na końcu została postraszona policją bo uznano że "zakłóca spokój" na pustej izbie przyjęć - opisuje zajście pani Sabina. Wedle jej relacji mężczyzna nie mógł liczyć ani na pomoc pogotowia, ani na wsparcie lekarza rodzinnego, ani też na pobliska przychodnię. W końcu mysłowiczanka zdenerwowała się, przejęła telefon od roztrzęsionej narzeczonej mężczyzny i porozmawiała z kobietą z dyspozytorni pogotowia.
- Gdzie leży? - pytała dyspozytorka
- Pod szpitalem leży - odpowiedziała pani Sabina
- Jak tak pod płotem leży?
- Tak dokładnie to się o pojemnik z piachem na podjeździe oparł i leży - odpowiadała mysłowiczanka na kolejne pytania.
- To ja wysyłam pogotowie - cytuje pani Sabina rozmowę z kobietą.
W końcu mężczyzna został zabrany przez karetkę.
Jak całe zdarzenie widzi Mysłowickie Centrum Zdrowia? Udało nam się porozmawiać z Urszulą Urbanowicz, dyrektorką ds. lecznictwa w MCZ. Pacjent chorował na rwę kulszową. Wiedział o tym od kilku dni. W ogóle nie było go w szpitalu. Po południu wbiegła tu jego narzeczona z informacją, że jej partnera boli kręgosłup i czy można go uratować. Zapytałam, gdzie on jest? Odpowiedziała mi, że gdzieś na ulicy. Dopytałam ją, czy leży. Stwierdziła, że nie. A w szpitalu był tylko jeden lekarz, czyli ja - mówi lekarka w rozmowie z Super Expressem. Dodaje, że miała ciężko chorych pacjentów i zajmowała się pacjentem covidowym. Musiała być ubrana w tym celu w specjalny kombinezon. - Pacjent był bez zagrożenia życia i w takich przypadkach na ulicy pomocy zawsze udziela pogotowie. I to nie z Katowic, tylko z naszego podwórka, bo tutaj stacjonuje - podkreśla.
26-latek dostał środki przeciwbólowe i na tym zakończyła się cała interwencja. - Ja jako jedyny lekarz, obsługujący pacjenta zakażonego, nie mogłam wyjść na zewnątrz. Rwa kulszowa to nie jest sprawa internistyczna, tylko neurologiczna - kończy Urszula Urbanowicz.