Handlarza mundurowi zwinęli 14 listopada. Policjanci dostali „cynk” i sprawdzili informację. Okazała się rzetelną. Policjanci znaleźli przy sprzedawcy ponad 1000 podrobionych bluz, sukienek, koszulek, czapek i butów sportowych. Towar znajdował się na nie tylko na targowym stoisku. Spora część podróbek została znaleziona przez policjantów w samochodzie dostawczym, którym obcokrajowiec przyjechał na będziński targ. W lipcu w tym samym miejscu policjanci nakryli także Bułgara, 23-letniego trudniącego się handlem podrobioną odzieżą. W styczniu pecha miała Polka, będzinianka. 40 latka sprzedawała, już nie na tzw. olimpiadzie, czyli będzińskim targowisku, ale za pośrednictwem internetowych portali, bardzo drogie zegarki wręcz po śmiesznych cenach. A to dlatego, że to były azjatyckie podróbki, zwane dla niepoznaki, replikami. W tym przypadku przedstawicieli pokrzywdzonych firm, oszacowali, że wprowadzenie ich na rynek spowodowałoby straty w wysokości prawie 1,5 mln zł.
U handlarki znaleziono 21 „replik”. Często stawia się pytanie o zasadność wyliczeń strat właścicieli markowych towarów. Czy jeśli ktoś sprzedał podróbkę za 100 zł, gdy oryginał kosztuje 10 tys. zł, to faktycznie firma poniosła taką stratę? Czy nabywca kupiłby oryginalny towar? Wątpliwości nie ma policja, bo prawo jest prawem. A ono stanowi, że za handel towarami oznaczonymi podrobionymi znakami towarowymi można być pociągniętym do odpowiedzialności karnej. Ten, kto się go dopuszcza się tego procederu, może ponosić odpowiedzialność karną na podstawie art. 305 Prawa własności przemysłowej. Jeśli, jak w podanych przykładach, „sprawca uczynił sobie z popełnienia przestępstwa określonego w ust. 1 stałe źródło dochodu albo dopuszcza się tego przestępstwa w stosunku do towaru o znacznej wartości, podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 5”. W niektórych krajach karani są nie tylko sprzedający, ale i kupujący. Np. w Hiszpanii kupując „prawie prawdziwą” Omegę za ułamek wartości oryginalnego zegarka, można zapłacić do 700 euro kary.