To było podpalenie?

Nie doszło do skażenia Wisły. W Siemianowicach mogły być niebezpieczne odpady po produkcji trotylu

Po pożarze nielegalnego składowiska odpadów w Siemianowicach Śląskich, Wisła nie jest zagrożona. Takie informacje przekazał wojewoda śląski, Marek Wójcik. W poniedziałek obyło się kolejne zebranie sztabu kryzysowego. Tymczasem "Gazeta Wyborcza" informuje, że Siemianowicach mogły spłonąć niebezpieczne odpady po produkcji trotylu.

W poniedziałek, 13 maja wojewoda śląski po raz kolejny zwołał sztab kryzysowy w Śląskim Urzędzie Wojewódzkim. Inspektorzy ochrony środowiska pobrali próbki też z małopolskich rzek, by sprawdzić, czy do wody przedostały się zanieczyszczenia.

Strażacy zabezpieczyli pogorzelisko w Siemianowicach Śląskich. W trakcie pożaru doszło do przedostania się zanieczyszczeń do Rowu Michałkowickiego, a następnie do Brynicy i Przemszy.

- Od piątku trwają działania PSP i OSP w celu zmniejszenia ilości zanieczyszczeń w Rowie Michałkowickim i powstrzymania wycieku niebezpiecznych substancji do Brynicy. Wyniki badania próbek wody z Brynicy i Przemszy wskazują, że znacznie zmalał poziom zanieczyszczenia obu rzek - przekazał Marek Wójcik.

Śląski Państwowy Wojewódzki Inspektor Sanitarny informuje, że zanieczyszczenia, które spłynęły do rzeki Brynicy nie mają wpływu na jakość wody przeznaczonej do spożycia. Prewencyjnie ujęcia głębinowe znajdujące się najbliżej przebiegu koryta rzeki Brynicy zostały objęte rozszerzonym monitoringiem badań fizykochemicznych wody.

Jak zapewnia wojewoda, obecnie nie ma zagrożenia skażeniem Wisły. W ciągu trzech dni z Rowu Michałkowickiego zebrano około 15 tys. litrów zanieczyszczeń, które zostaną poddane utylizacji. 

W poniedziałek śledztwo w sprawie pożaru na nielegalnym wysypisku śmieci w Siemianowicach Śląskich wszczęła prokuratura. Tymczasem, jak informuje "Gazeta Wyborcza", do rzek mogły spłonąć niebezpieczne odpady po produkcji trotylu.

Jak podaje "GW", firma, która zarządzała wysypiskiem śmieci w Siemianowicach Śląskich współpracowała z pośrednikiem zajmującym się utylizacją "wód czerwonych", groźnych dla życia odpadów po produkcji trotylu. Właściciel tej firmy, zmarł w dziwnych okolicznościach. Mężczyzna zakrztusił się mostkiem zębowym. Interes przejęli jego bliscy. Z pozoru wszystko wygląda dobrze. Nieprawidłowości ujawniła dopiero kontrola WIOŚ. Od kilku lat w tej sprawie śledztwo prowadzi Prokuratura Regionalna w Katowicach. Dotyczy ono kilkunastu współpracujących ze sobą firm, które na terenie województwa śląskiego, a także w Bełchatowie miały przerzucać miedzy sobą niebezpieczna dla życia i zdrowia odpady poprzemysłowe. Zarzuty w tej sprawie usłyszało ponad 70 osób. 

Źródło: GW

Tak wygląda spalone centrum handlowe Marywilska 44. Widok przerażający

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Nasi Partnerzy polecają