Wmówił chorym na raka kobietom, że wyleczy je lampami plazmowymi. "Pan ją doprowadził do śmierci"

2024-06-26 19:25

Nie miał żadnych skrupułów, by próbującym ratować swoje życie ciężko chorującym kobietom oferować gusła zamiast prawdziwej terapii. Przed Sądem Rejonowym Katowice Wschód stoi Tomasz S. (56 l.). Zdaniem prokuratury naraził dwie kobiety na niebezpieczeństwo utraty życia i zdrowia, dopuścił się wobec nich oszustwa oraz świadczył usługi medyczne bez uprawnień. Dwie ciężko chorujące kobiety zmarły.

Zarówno 35-letnia Karolina G. jaki i 66-letnia Urszula K., przegrały walkę z nowotworem. Tomasz S., zdaniem prokuratury naraził te dwie kobiety na niebezpieczeństwo utraty życia i zdrowia, dopuścił się wobec nich oszustwa oraz świadczył usługi medyczne bez uprawnień.

Obu skutecznie wmówił, że nie są chore na raka, lecz mają liczne patogeny. Pomóc w wyzdrowieniu miały lampy plazmowe, plastry oczyszczające i maty grzewcze. W zamian za tę "terapię" od obu ofiar wyłudził w sumie ponad 45 tys. zł.

Tomasz S. przed Sądem Rejonowym w Katowice-Wschód odpowiada z wolnej stopy. Gorąco zaprzecza, by podawał się za lekarza. Do winy się nie przyznał. Wystarczy wpisać w internetową przeglądarkę, jego pełne nazwisko, by otrzymać informacje o "Gabinecie Zdrowia Holistycznego" w Krakowie.

Nie widać po nim żalu ani skruchy, spowodowanych śmiercią obu kobiet. - On jest wyprany z emocji - mówi pan Eugeniusz, którego córka Karolina zaufała Tomaszowi S. i niestety nieleczona choroba nowotworowa ją zabiła.

- A to on doprowadził do śmierci mojej córki, skrzywdził nas, skrzywdził nasza wnuczkę, zrobił biznes z ludzkiego życia - dodaje ojciec, który na ostatniej rozprawie spotkał się oko w oko z oskarżonym na sali sądowej.

Omotał ciężko chore kobiety za co skasował sporą sumę

Samozwańczy medyk z Małopolski potrafił omotać swych "pacjentów".

- Córka miała wynik rezonansu. Wynikało z niego, że ma raka sutka. Ktoś polecił tego mężczyznę, mówił o nim jako o lekarzu z wieloletnią praktyką. No i córka do niego pojechała. Ten jej skutecznie wmówił, że nie ma żadnego raka, za to powinna się leczyć u niego tymi lampami - generatorami plazmy, jak je nazywał. Mijały miesiące, córka tak dalece była zmanipulowana, że wszelkie moje i żony prośby, by zostawiła te lampy i te jego plastry i zaczęła się leczyć normalnie ignorowała. Ba, zaczęła nas uważać za wrogów. Gdy wreszcie była w takim stanie, że dostała udaru i trafiła do szpitala, okazało się, że jest za późno, by można było jej pomóc. Nowotwór się rozwinął. Córka zmarła w szpitalu 3 grudnia 2022 r. - opowiada dramat pan Eugeniusz. 

Pani Karolina to nie jedyna ofiara, która zaufanie do znachora spod Krakowa przypłaciła życiem. Bliźniaczo podobny los spotkał Urszulę, żonę pana Władysława, mieszkających w Katowicach. Ona też pojechała do szamana, bo ktoś jej polecił "świetnego lekarza z 20-letnią praktyką". Jej także Tomasz S. wmówił, że nie choruje na nowotwór. Zrobił to skutecznie mimo wyników badań, które jasno wykazały raka. Mąż kobiety zeznawał podczas ostatniej rozprawy przeciw Tomaszowi S.

- Ten pan był w jakiejś czapce indyjskiej. Żona pokazała mu wynik tomografii komputerowej. Ten pan, rzekomy lekarz, wziął rękę żony, jakieś wahadełko nad ręką, a potem zaczął na papierze rysować jakieś lalki (...) popatrzył na rękę i stwierdził: "pani nie ma żadnego raka". Od razu pomyślałem, że to jest oszust. Opuściłem gabinet i w okolicy zacząłem wypytywać o tego pana sąsiadów. Nikt nie chciał o nim rozmawiać. Zrozumiałem, że się go boją. Polecił żonie, by skorzystała z tych lamp. Po raz kolejny podkreślił, żeby Urszula nie robiła biopsji, bo tu nie ma żadnego raka, a tylko sobie zaszkodzi - zeznawał pan Władysław.

Niestety minęło trzy i pół miesiąca, które okazały się decydujące - guz u pani Urszuli urósł z 3 cm do 6 cm. Kobieta czuła się już bardzo źle. Bolał ją żołądek. Zadzwoniła do S. o poradę.

- On kazał jej zrobić sobie zdjęcie powiek i przysłać do niego. Na ten podstawie stwierdził, że żona ma covid - opisuje wdowiec.

- Dopiero potem poszła na badania, lekarze od razu wzięli ją do szpitala. Ordynator pytał się żony, co robiła przez trzy i pół miesiąca. Żona się nie przyznał. Dopiero ja przekazałem ordynatorowi wiedzę o tej terapii. Ordynator złożył skargę do izby lekarskiej i wtedy okazało się, że takiego lekarza nie ma - dodawał mężczyzna.

W katowickim szpitalu pani Urszula wreszcie była leczona onkologicznie, podjęto pełna chemioterapię. Niestety, nie udało się uratować jej życia.

- Żona zmarła mi na rękach pierwszego kwietnia, w moje urodziny - mówił ze łzami w oczach wdowiec. - Pan ją doprowadził do śmierci - dokończył zwracając się wprost do Tomasza S. Ten jednak nawet nie spojrzał w stronę pokrzywdzonego.

Działalność Tomasza S. była oczywiście dla niego przede wszystkim złotym interesem. Każda porada, wizyta, wypożyczenie "generatora plazmy" kosztowało krocie - ludzie płacili mu gotówką od 800 zł do kilku tysięcy zł.

Listen on Spreaker.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki