Marek Plura zmarł w sobotę, 21 stycznia 2023 r. w Katowicach. Do szpitala trafił kilka dni wcześniej na oddział intensywnej terapii. Nie udało się go uratować. Pozostawił żonę, córkę i syna. Żałobą okrył także wielu przyjaciół i znajomych, których przez 53 lata życia spotykał zwłaszcza na Górnym Śląsku, ale także w Warszawie, gdzie był posłem i senatorem i Brukseli, gdzie był eurodeputowanym Parlamentu Europejskiego.
Pogrzeb senatora Marka Plury odbędzie się w Katowicach
Pogrzeb senatora Marka Plury odbędzie się we wtorek, 24 stycznia, o godz. 13.00 w Archikatedrze Chrystusa Króla w Katowicach. Spocznie na cmentarzu przy ul. Henryka Sienkiewicza.
Od wielu lat najbliższym współpracownikiem i przyjacielem Marka Plury był Grzegorz Franki. Przedsiębiorca i przewodniczący Związku Górnośląskiego pożegnał go we wzruszającym wpisie.
- Rok 2003. Zdecydowana większość z Was nie wiedziała jeszcze, że istnieje ktoś taki jak Marek Plura. Ja też, ale tak się jakoś dzieje "przypadkiem", że mój stary, spotkany po latach znajomy Jacek Paweł Pajor, kontaktuje mnie z organizatorem imprez dla osób niepełnosprawnych pn. "Gaudium et Spes" (Radość i Nadzieja). Obiecałem, że zasponsoruję kilka bukietów kwiatów dla występujących tam artystów - pisze Grzegorz Franki.
Grzegorz Franki bardzo dobrze przypomina sobie pierwszą rozmowę z Markiem Plurą.
- Pamiętam dokładnie naszą pierwszą rozmowę telefoniczną. Ten człowiek po drugiej stronie mówił powoli, był bardzo grzeczny i miły, chyba z osiem razy spytał, czy to nie kłopot, czy na pewno mogę przyjechać. - Panie, żaden kłopot. Powiedz pan, gdzie i kiedy dostarczyć te kwiatki. A! I najważniejsze: jak pana poznam - mówiłem szybko i trochę zniecierpliwiony przedłużającą się rozmową. - Pozna mnie pan od razu, bo jestem dość charakterystyczny i poruszam się na wózku inwalidzkim - wspomina Franki.
Pierwsze spotkanie z Markiem Plurą okazało się przełomowe dla Grzegorza Franki. Tak wspomina ten moment.
"Jadę w godzinach szczytu z Chorzowa do Katowic pod Bibliotekę Śląską. Denerwuję się, bo nie mam jak zaparkować. Jakoś się udaje. Biorę w ręce sześć bukietów i jeszcze duży kosz. Biegnę do sali Parnassos. Z trudem otwieram drzwi, bo te kwiaty, a tu...Cała aula wypełniona ludźmi z różnymi niepełnosprawnościami: niewidomi, głusi, o kulach i przynajmniej z 15 na wózkach. Pytam pierwszego spotkanego faceta, który z tych panów to Marek Plura.
- To ten na elektryku, na samym dole.
Przywitaliśmy się, choć było to dla mnie niezręczne przeżycie. Nie wiedziałem jak i czy w ogóle podać rękę. Pan Marek w kółko mi dziękował za tę moją fatygę i zapraszał na widownię.
- Panie żaden problem. Dzięki za zaproszenie, ale może kiedy indziej. Przepraszam, ale bardzo się spieszę.
Zawsze się gdzieś i po coś spieszyłem. Ale tym razem była to trochę wymówka. Czułem się dziwnie w miejscu pełnym ludzi, jakich do tej pory w tak dużej ilości nigdy nie widziałem w jednym czasie. Skierowałem się do wyjścia. Przed drzwiami coś mnie tknęło i wróciłem na widownię. Pomyślałem, że zostanę na jakieś 15 minut. Zostałem na ponad 15 lat".
Grzegorz Franki kończy wspomnienie kilkoma krótkimi zdaniami w formie podziękowania.
"Dziękuję Ci Marku za to spotkanie i wszystko, co się potem wydarzyło. Oprócz naszej wspólnej ciężkiej pracy i przyjaźni, była to po prostu piękna i ciekawa przygoda. Do zobaczenia w świecie, gdzie będzie już tylko samo dobro!"