To była zupełnie bezsensowna, a przy tym bardzo brutalna rozprawa z Bogu ducha winnym mężczyzną. Dawid B. i Jordan M., mieszkańcy częstochowskiego Rakowa, tego dnia tęgo pili. Pomiędzy kolejnym o toastami Dawid B. wydzwaniał do swej partnerki i wypytywał, co robi i gdzie jest. Dowiedział się, że spędza czas na świeżym powietrzu, na pl. Orląt Lwowskich, korzystając z pięknej czerwcowej pogody. W kolejnej już rozmowie telefonicznej nawet zażądał od niej, by wróciła do mieszkania. - Dawid B. kazał jej iść do domu i odgrażał się, że jeżeli go nie posłucha, to przyjedzie tam i zrobi komuś krzywdę - opowiada Tomasz Ozimek, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Częstochowie.
Kobieta nie posłuchała konkubenta. Wtedy on wraz z Jordanem M. postanowili przyjechać na pl. Orląt Lwowskich. - Mężczyźni podeszli do ławki, na której siedziała konkubina oskarżonego w towarzystwie innych osób i Dawid B., trzymając w ręce młotek, zaczął się awanturować, kierując wyzwiska w kierunku kobiety i przebywających tam mężczyzn. W pewnym momencie Dawid B. kilkukrotnie uderzył jednego z mężczyzn młotkiem w głowę i szyję - relacjonuje prokurator.
Ciosy dosięgnęły Tomasza K. Ktoś ze świadków zawiadomił pogotowie. Mężczyzna był reanimowany na miejscu, a potem trafił do szpitala. Niestety nie udało się utrzymać go przy życiu. Obrażenia głowy były zbyt rozległe. Oczywiście Jordan M. i Dawid B,. nie czekali aż zgarnie ich policja - uciekli i ukryli się w mieszkaniu znajomej. Jednak funkcjonariusze szybko wpadli na ten trop i po kilku godzinach obaj zostali zatrzymani. Dawid B. usłyszał zarzut zabójstwa i powędrował za kratki. Do dziś przebywa w areszcie, a przeciw niemu toczy się proces sądowy.
Tymczasem Jordanowi M. udało się uciec z Polski. Jak? Jemu prokurator postawił lżejszy zarzut - udziału w pobiciu ze skutkiem śmiertelnym. Śledczy zawnioskowali o jego tymczasowe aresztowanie, ale sąd go nie zastosował. Jordan M. po spędzeniu 48 godzin w izbie zatrzymań wyszedł na wolność. Lecz to jeszcze nie był koniec historii. - Prokurator złożył zażalenie na odmowę zastosowania aresztu do sadu wyższej instancji. I ten sad nakazał zastosować reszt wobec Jordana M. Policja pojechała do niego, zatrzymała i doprowadziła do aresztu. Jednak później sa nei zgodził się na przedłużenie aresztu wobec podejrzanego. Został zatem zwolniony do domu. Prokurator ponownie odwołał się od tej decyzji i znowu wyższa instancja przyznała mu rację nakazując umieszczenie mężczyzny w tymczasowym areszcie. Tylko że on już kolejny raz nie czekał aż policja do niego przyjdzie. Zniknął - wyjaśnia zawiłości związane z zastosowaniem aresztu wobec Jordana M. prokurator Ozimek.
Podejrzany mężczyzna w celi spędził raptem dwa miesiące. A potem ukrywał się bardzo długo. Wkrótce wydano za nim list gończy, a potem także europejski nakaz aresztowania. Jordan M. zaszył się w Niemczech. I właśnie tamtejsza policja go dopadła. - Został zatrzymany pod koniec stycznia, a w końcówce lutego trafił do Polski. Obecnie jest w tymczasowym areszcie, a nasza prokuratura kończy śledztwo w tej sprawie i wkrótce również on stanie przed sądem - kwituje Tomasz Ozimek.
Polecany artykuł: