Pojechali ratować ludzi w Turcji. Ratownicy górniczy wracają do domów
Gdy tylko usłyszeli o trzęsieniu ziemi w Turcji i Syrii zorganizowali się w ciągu 24 godzin. Byli gotowi jak najszybciej dołączyć do strażaków, którzy wraz z psami ratowniczymi wyruszyli na teren objęty kataklizmem, by ratować ludzi spod zawalonych budynków. W ubiegłym tygodniu, 8 lutego grupa 11 ratowników górniczych z Polskiej Grupy Górniczej wyruszyła do Turcji. Jak podkreślał wówczas Tomasz Głogowski, rzecznik PGG, była to ich oddolna inicjatywa, jednak spółka udzieliła ratownikom pełnego wsparcia.
Lecieli z myślą, że idą po żywych, dokładnie tak, jak podczas akcji ratowniczych w kopalni.
W Turcji przeciskali się przez najdrobniejsze szczeliny, między wystającymi metalowymi prętami narażając nie tylko własne zdrowie, ale i życie, walczyli by spod gruzów wydostać żywych. Niestety, rzeczywistość na miejscu była okrutna. Nie było cudu, ani cudownego ocalenia. Ratownicy wyciągali ciała ofiar kataklizmu, by mogły zostać godnie pochowane.
- Nikomu nie życzymy tego, co widzieliśmy w Turcji - mówi Daniel Bernacki, ratownik górniczy z KWK Mysłowice-Wesoła.
Ratownicy przyznają, że to była bardzo ciężka i niesamowicie trudna praca. Teraz po tygodniu nierównej walki z czasem, wracają do domów na Śląsku.