Od trzech lat poszukują Jacka Jaworka. Policjant mówi o zaniedbaniach w sprawie
Do tej zbrodni doszło w z 9 na 10 lipca 2021 roku we wsi Borowce. O tym, jak wyglądało nocne zgłoszenie i sobotni poranek opowiedzieli Onet.pl, częstochowscy policjanci, którzy rzucają zupełnie nowe światło na tę sprawę.
Jak wynika z wypowiedzi policjantów nie od razu wszczęto alarm, nie postawiono na nogi wszystkich policjantów. Dyżurny wysłał na miejsce patrol policji z komisariatu w Koniecpolu, który od wsi Borowce jest oddalony o 10 kilometrów. Na początku sądzono, że może być to tak zwane zabójstwo rozszerzone, czyli takie w którym to jeden z domowników pozbawia życia swoich członków rodziny, a następnie sam odbiera sobie życie. Efekt? Nie zarządzono blokady dróg, a tych we wsi otoczonej lasem, są zaledwie trzy. Jak twierdzi policjant w rozmowie z Onetem, Jaworek mógł uciec w dowolnym kierunku, a częstochowscy kryminalni zostali postawieni na nogi zbyt późno. Do komendy mieli zjeżdżać po godzinie 7 rano, czyli kilka godzin po tragedii.
Co ciekawe, jak podaje onet.pl ówczesny komendant częstochowskiej policji Dariusz Atłasik, nie nadzorował poszukiwań Jaworka, a także nie brał w nich udziału. Z samego rana 10 lipca ruszył na Jasną Górę, gdzie o.Rydzyk i Radio Maryja obchodzili jubileuszową, trzydziestą pielgrzymkę.
Akcją poszukiwawczą w Borowcach początkowo dowodzili niedoświadczeni policjanci z Koniecpola, a także zastępczyni komendanta. Jak mówi policjant w rozmowie z Onetem: "(...) której kompetencje ograniczały się do zajmowania drogówką i statystyką. Mówiliśmy na nią "pani kalkulator", bo tak bardzo dbała, aby słupki się zgadzały".
Polecany artykuł:
Tragedię w Borowcach przeżył 13-latek. Chłopiec schował się w szafie
Jacek Jaworek zastrzelił swojego brata Janusza (+44 l.), jego żonę, Justynę (+44 l.) i ich 17-letniego syna, Jakuba. Z życiem uszedł wówczas 13-letni Ganni. Chłopiec schował się przed wujem w szafie, a następnie uciekł do sąsiadów. Od tamtej pory chłopiec, którego dosięgnęła ogromna trauma utraty rodziców i brata w tak dramatycznych okolicznościach, jest pod opieką swojej cioci, Iwony. Kobieta bardzo dba o siostrzeńca i liczy na to, że mordercę, który uciekł zaraz po dokonaniu zbrodni, w końcu uda się znaleźć.
Jacek Jaworek był kłótliwy, często awanturował się z bratem o ojcowiznę. Jego szwagierka, Justyna, obawiała się jego dziwnych i agresywnych zachowań.
– O sytuacji siostry wiedziałam, odkąd się pojawił Jacek w Borowcach, ale nikt nie przypuszczał, że to skończy się tak tragicznie – powiedziała w rozmowie z "Faktem" pani Iwona W. (51 l.), siostra zamordowanej Justyny.
Kilka dni przed tragedią rodzina zgłaszała na policję, że Jaworek im grozi. Jego bratowa w noc, w której doszło do tragedii, również dzwoniła na policję. Kilka chwil później już nie żyła.
Prokuratura Okręgowa w Częstochowie, zawiesiła poszukiwania podejrzanego o potrójne zabójstwo Jacka Jaworka. Mimo to nadal prowadzone są czynności, które mają pomóc w ustaleniu jego miejsca pobytu. Jak informował prok. Tomasz Ozimek, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Częstochowie, śledczy biorą pod uwagę również wersję, że Jaworek nie żyje.
Źródło: onet.pl, SE.pl, Fakt.pl