Jak powiedział nam kom. Paweł Lotocki dramat dwójki pasierbów rozgrywał się już od grudnia. Wtedy do mieszkania matki chłopców w Czeladzi wprowadził się 40-letni ojczym. Od samego początku znęcał się fizycznie i psychicznie nad dziećmi. Dramat trwał do 6 września - wtedy doszło do kolejnego pobicia.
- Niech mi Pan uwierzy, że słowo "katowanie" jest najwłaściwsze w tym przypadku. Ze względu na dobro śledztwa i ofiar nie mogę ujawnić szczegółów, nawet płci dzieci - mówi Łotocki.
Miarka się przebrała 7 września, gdy dzieci odwiedził biologiczny ojciec. To on zauważył ślady pobicia, jemu dzieci opowiedziały o swoich przejściach. Mężczyzna powiadomił policję o dramatycznej sytuacji swoich pociech. Krótko po zgłoszeniu funkcjonariusze wpadli do mieszkania.
Trwający kilka miesięcy koszmar został przerwany. 40-latek stanął przed obliczem sądu, który zdecydował o zastosowaniu środka zapobiegawczego w postaci aresztowania. Oprawca dzieci może teraz spędzić "za kratkami" nawet 10 najbliższych lat. Gdzie była w tej sytuacji matka? Nie reagowała wcale, posunęła się nawet do bronienia oprawcy. Być może zajmie się nią prokuratura. Ale czy to sprawi, że dzieci zapomną o tym dramacie? Na ten moment dochodzą do siebie pod opieka biologicznego ojca.