Prokuratura tłumaczy

Ojczym skatował Kamilka na śmierć. Śledztwo ciągnie się od dwóch lat

O dramacie Kamilka usłyszała cała Polska, gdy chłopiec 3 kwietnia został przetransportowany śmigłowcem do Górnośląskiego Centrum Zdrowia Dziecka w Katowicach. Zmaltretowany, brudny, z połamanymi kończynami i oparzeniami trzeciego stopnia, które objęły 25 procent ciała. Po prawie dwóch latach od śmierci chłopca, wciąż toczy się śledztwo.

Przez wiele dni lekarze walczyli o życie Kamilka. Chłopiec był maltretowany przez ojczyma

8-letni Kamilek przeszedł prawdziwą gehennę w mieszkaniu przy ulicy Kosynierskiej w Częstochowie. Miejsce kaźni chłopca i jego wstrząsające historie śledziła cała Polska. Chłopiec był brutalnie maltretowany przez ojczyma. Lekarze z Górnośląskiego Centrum Zdrowia Dziecka w Katowicach przez miesiąc walczyli o jego życie. Nie udało się. Chłopiec zmarł.

Historia Kamilka w 2023 roku wstrząsnęła wszystkimi. Po prawie dwóch latach od tamtych wydarzeń, sprawa wciąż nie ma finału w sądzie. Śledztwo prowadzi Prokuratura Regionalna w Gdańsku. Zarzuty usłyszały cztery osoby. Dawid B., ojczym zmarłego Kamila, oraz jego żona Magdalena B., matka chłopca. Oboje przebywają w areszcie. Ten pod koniec ubiegłego roku wydłużono do 23 marca.

Czytaj także: Nikt już nie mieszka w kamienicy, w której ojczym katował Kamilka. Wszyscy stamtąd uciekli

Na Dawidzie B. ciąży zarzut zabójstwa oraz molestowania seksualnego innej, kilkuletniej dziewczynki w latach 2020-2022. Oba zarzuty zostały postawione w warunkach recydywy. Dlatego prokuratura wystąpiła o opinię biegłego seksuologa, a to zdaniem śledczych ma wydłużać całe postępowanie.

Prokurator Mariusz Marciniak, rzecznik Prokuratury Regionalnej w Gdańsku, podkreślał w rozmowie z "Gazetą Wyborczą", że śledztwo wciąż jest w toku i nie należy oczekiwać jego zakończenia w najbliższym czasie.

Magdalena B. usłyszała zarzut usłyszała zarzut znęcania się fizycznego i psychicznego, którego ofiarą padli dwaj jej synowie - Kamil i Fabian. 

Zarzuty postawiono także wujkowi i ciotce Kamilka, z którymi mieszkał pod jednym dachem. 61-letni Wojciech J. oraz jego żona Aneta J. stanęli przed sądem za nieudzielenie pomocy dziecku w stanie zagrożenia życia. Ich zeznania zostały podważone przez interwencję biologicznego ojca chłopca. To bowiem on, wezwał pogotowie, gdy zobaczył w jakim stanie jest jego dziecko. Przyszedł na Kosynierską, bo bardzo chciał zabrać synów do siebie, ale była żona mu odmówiła, twierdząc, że "Kamilek oblał się gorącą herbatką".

Prokuratura nie informuje, kiedy zostanie zakończone śledztwo w tej sprawie.

8-letni Kamilek odszedł w ciszy. "Ani przez chwilę nie cierpiał"
Super Express Google News
Autor:

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Nasi Partnerzy polecają