Dzięki współpracy lekarzy udało się uratować dwa życia: mamy i córki
Inaczej niż cudem nie sposób tego nazwać. Dziś Lideczka i jej mama maja się bardzo dobrze. Maleństwo uśmiecha się do zdjęć, podobnie jak jej szczęśliwa mamusia.
- Jest naprawdę wspaniale, jak na to co obie przeszłyśmy. Bardzo za to dziękujemy lekarzom, bo wiem, że mogło się to skończyć bardzo różnie – powiada Anna Moczała.
- Córcię po raz pierwszy zobaczyłam, kiedy tylko byłam w stanie, czyli po dziewięciu dniach od mojej operacji - dodaje mama.
Pani Anna trafiła do Górnośląskiego Centrum Medycznego ze szpitala w Żorach z pękniętą aortą, a ponieważ była w ciąży sytuacja była ekstremalnie trudna.
- Chcieliśmy ratować i dziecko, i mamę. Tylko że w naszym szpitalu nie ma oddziału ginekologii, czy neonatologii. Musieliśmy prosić o pomoc kolegów. Żeby wyjaśnić powagę sytuacji, powiem tylko, że w przypadku pęknięcia aorty umiera jeden procent na godzinę, czyli w ciągu doby niemal połowa pacjentów umiera – wyjaśnia dr Radosław Gocoł, ordynator oddziału kardiochirurgii w GCM.
Na szczęście udało się szybko „skrzyknąć” medyczny dream team. Lekarzy z GCM wspomogli ludzie z Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego oraz Górnośląskiego Centrum Zdrowia Dziecka im. św. Jana Pawła II SUM w Katowicach. Wszystko odbywało się na sali kardiochirurgicznej, kompletnie nieprzystosowanej do dziania położników.
- Zdecydowaliśmy się najpierw przeprowadzić poród cesarskim cięciem, a po10 dniach podjęliśmy się operacji kardiochirurgicznej mamy – mówi prof. Tomasz Darocha, ordynator oddziału anestezjologii i intensywnej terapii GCM.
Nad mamą cały czas wisiało niebezpieczeństwo. - Pacjenta miała podane leki przeciwkrzepliwie. To powodowało, że w każdej chwili mógł być krwotok z macicy. Tak intensywny, że nie bylibyśmy w stanie pacjentki uratować – dodaje prof. Krzysztof Nowosielski z UCK w Katowicach.