W poniedziałek (24 lutego) na ul. Ziemskiej, patrol ruchu drogowego zatrzymał ciężarówkę wyładowaną odpadami. Gdyby kierowca miał na nie tzw. kwity, to transport byłyby legalny. Nie miał jakichkolwiek zezwoleń, a gdyby nie policja, to kilka ton śmiecia gdzieś by porzucił i niech się martwią nimi inni, czytaj: podatnicy. Bo to zazwyczaj na ich koszt (lub jako kto woli: gminy) utylizuje się takie odpady. Śledczy sprawdzają, czy zatrzymany kierowca działał na własny rachunek, czy też był trybikiem w znacznie większej maszynie. Policjanci przypominają, że za nielegalny przewóz odpadów grozi do 5 lat więzienia. Ponadto na firmę, która odpowiada za przewóz odpadów i nie spełnia wymagań określonych przepisami mogą zostać nałożone kary finansowe. Ich wysokość może wynieść od kilkuset złotych, w przypadku drobnych naruszeń, do nawet kilkuset tysięcy złotych w przypadku tych najpoważniejszych.
Na nielegalne wysypiska trafiają odpady nie tylko krajowego pochodzenia. Przerażająco spory jest ich „import”, głównie z Niemiec. Ostatnio dziennik „Potsdamer Neuste Nachrichten" zamieścił na swych łamach materiał o tym, jak niemieckie firmy robią z Polski tanie składowisko odpadów. Nielegalnie wywożone śmieci najczęściej deklarowane są fałszywie jako odpady do utylizacji z tzw. zielonej listy. Wewnątrz Unii Europejskiej transgraniczne przemieszczanie takich odpadów nie podlega obostrzeniom. „W rzeczywistości są to jednak niskiej wartości mieszaniny odpadów, których transgranicznych transport wymagałby pozwolenia w formie notyfikacji” - pisze „PNN”. Wg gazety, powołującej się na parlamentarne źródła, w 2018 r. do Polski trafiło 950 tys. odpadów, w 70 proc. wywożono je bez stosownych zezwoleń.