Areszt domowy” Chilińskich zaczął się 8 lipca. Dominik (34 l.), mąż pani Klaudii, jest górnikiem. Miał styczność z chorym. - Naszą rodzinę skierowano do kwarantanny - opowiada żona.
Ruszyły testy. Trzy badania wykazały u Dominika Chilińskiego obecność wirusa. Czwarte dało wynik negatywny. Żona i syn czekali na swoją kolej. - W Rudzie Śląskiej jest zasada, że najpierw zakażona osoba musi mieć test negatywny. Wtedy bada się resztę rodziny - wyjaśnia rudzianka.
Im testy zrobiono po 34 dniach. Wyszły negatywnie. Kolejne badanie górnika wykazało wynik nierozstrzygający. A taki sanepid traktuje tak samo, jak pozytywny. Odczekano regulaminowe dwa dni i przeprowadzono następny test. Wykazał on, że pan Dominik ma wirusa.
Irytacja Klaudii Chilińskiej sięgała zenitu. Ona i Nikoś nie mogli się ruszyć z domu. A byli zdrowi! - Mąż trafił do izolatorium. Myślałam, że to zakończy naszą kwarantannę. Niestety – kręci głową kobieta.
I tak musieli poczekać na dwa kolejne testy, które u górnika wykluczą wirusa. Wreszcie... - W poniedziałek usłyszałam dzwonek do drzwi. Otworzyłam i zobaczyłam wielki bukiet róż, a zza niego wyłonił się mój kochany – uśmiecha się pani Klaudia.
Kwarantanna była skończona. - Hurra – krzyknął Nikoś. Wszyscy pojechali na działkę. - Za kilka dni wybieramy się nad morze, z dziadkami, musimy nacieszyć się sobą. Nareszcie – kończy rudzianka.