Do zdarzenia doszło w piątek w Tychach w bloku przy ul. Honoraty. Babcia dziecka opowiada, że wróciła wtedy ze sklepu i zobaczyła zakrwawionego wnuka. Natychmiast wezwała pomoc. Kobieta podkreśla, że nie wie, dlaczego córka porwała się na synka. Z kolei sąsiedzi opisują, że wcześniej było słychać krzyki dziecka.
Angelika P. niespełna dwa lata temu wróciła z zagranicy, gdzie pracowała. Była wtedy w ciąży. Urodziła synka, dbała o niego i nic nie zapowiadało takiej tragedii. Kiedy policja wyprowadzała kobietę z bloku, gapie obrzucali ją wyzwiskami. 40-latka miała świeżo ogoloną na łyso głowę, gdzieniegdzie było widać strzępki włosów. Z kamienną twarzą wsiadła do radiowozu.
Ratownicy stoczyli dramatyczną walkę o życie dziecka. Miało ono dwie duże rany cięte w obrębie szyi i co najmniej siedem mniejszych. - Chłopczyk natychmiast trafił na salę operacyjną, gdzie czekał na niego zespół chirurgów, specjalistów laryngologów, kardiochirurgów. Operacja trwała 1,5 godziny. Dziecko było nieprzytomne po wstrząsie spowodowanym znaczną utratą krwi - opisywał dr Andrzej Bulandra z GCZD w Katowicach-Ligocie.
Przesłuchiwana przez kilka godzin Angelika P. nie potrafiła wyjaśnić, dlaczego raniła synka nożem. - W zasadzie przyznała się do popełnienia zarzucanego jej czynu usiłowania zabójstwa, natomiast w swoich wyjaśnieniach nie podała racjonalnych powodów wskazujących na motyw, na pobudki swojego zachowania – informuje Marta Zawada-Dybek, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Katowicach.
Za usiłowanie zabójstwa Angelice P. grozi nawet dożywocie. Prokuratura wnosi o trzymiesięczny areszt dla matki dziecka.
Polecany artykuł: