Polacy masowo kupują mieszkania i domy we Włoszech. Jest dużo taniej niż w Polsce
Za dwa mieszkania o powierzchni 127 metrów kwadratowych na jednej hipotece na Sycylii, można zapłacić tyle co za dwa garaże w Świdnicy czyli 30 tysięcy euro. Za mieszkanie w dobrej lokalizacji, godzinę drogi od Rzymu trzeba zapłacić średnio od około 40 tysięcy euro. Wszystko zależy od górnej granicy budżetu, jaki zakłada kupujący. Jeśli chcemy na bogato, to znajdą się również nieruchomości za 100 i 120 tysięcy euro. W Warszawie średnio za metr kwadratowy trzeba zapłacić nieco ponad 13 tysięcy złotych. W Katowicach W przeliczeniu na złotówki to około 140 tysięcy złotych. Szalejąca w Polsce inflacja sprawia, że inwestować się nie opłaca. We Włoszech ceny nieruchomości wzrosły minimalnie.
Wędrowne Motyle dzielą życie na dwa domy. Trochę w Zabrzu, trochę we Włoszech
Dziennikarz Piotr Wojtasik za swój wymarzony dom we Włoszech za 20 tysięcy euro, czyli około 92 tysiące złotych. Dom był po remoncie i miał widok na morze. W nieruchomość we Włoszech postanowili zainwestować także Anna i Marcin Nowakowie z Zabrza. Od 14 lat z powodzeniem prowadzą podróżniczego bloga i kanał na Youtube "Wędrowne Motyle", z czasem pasja przerodziła się w pracę zawodową. Piszą książki, artykuły, zajmują się także doradztwem marketingowym w turystyce. Zwiedzili ponad 50 krajów na świecie od Gwatemali po Indonezję, uwielbiają podróżować latem po nieznanych krainach Polski, ale Włochy zawsze miały u nich niezmiennie wysoką pozycję. Marzył im się klimatyczny domek w górach, jednak wzrost cen i piętrzące się problemy w związku z inwestycją, a w końcu wybuch pandemii i problemy z dostępnością materiałów spowodowały, że porzucili swoje marzenia na bliżej nieokreślony czas.
Nie planowali zakupu nieruchomości na południu Europy. Jednak szalejąca inflacja sprawiła, że postanowili swoje oszczędności ze sprzedanych książek zainwestować. W marcu wybrali się do Umbrii i tak rozpoczęła się ich przygoda.
- Nieruchomości w Italii nie podrożały. Stały w miejscu przez 2-3 lata, co w dobie inflacji było bardzo kuszące. Polski rynek nieruchomości zwariował, ceny rok do roku szybowały o kilkadziesiąt procent, młodych ludzi spotkała ściana, postawiona przez nieruchomościową bańkę - mówi Marcin Nowak. Jak przyznaje, postawienie niewielkiego szkieletowego domku w górach lub kupienie podobnego do remontu finalnie okazywało się droższe niż to co zarezerwowali we Włoszech.
- Proces zakupu okazał się zaskakująco nieskomplikowany. Aczkolwiek bez znajomości języka włoskiego lub angielskiego może być problematyczny - przyznaje Nowak, jednak w ich przypadku od pomysłu do realizacji minęły jedynie cztery miesiące.
Najważniejsze jest wyrobienie sobie włoskiego Codice Fiscale, czyli miksu numeru PESEL i NIP (obrazowo), ustalenie budżetu górnego, odrobina samozaparcia i przepis na wymarzony dom we Włoszech gotowy.
Ania i Marcin w pierwszej kolejności kierowali się ceną. Górna granica to kwota 250 tysięcy złotych. Dokładnie tyle chcieli przeznaczyć na domek w górach. Obecnie znalezienie mieszkania w tej cenie w Polsce jest nierealne.
- W drugiej kolejności wybór rejonu Włoch. Logistycznie, formalnie i turystycznie najbardziej zależało nam na Środkowych Włoszech. Z uwagi na naszą pracę, dużą możliwość nowych odcinków, książek artykułów... Na Toskanię nie było nas stać, bo w tym regionie nazwa podbija cenę. Na Umbrię i Lacjum tak. Padło na prowincje Viterbo, która nie dość, że graniczy z Toskanią i Umbrią to jeszcze jest blisko Rzymu (35 minut pociągiem) i ma ceny dużo niższe od słynnej sąsiadki z północy - wylicza Marcin.
W dalszej kolejności małżeństwo stawiało na w miarę nową, "jasną" nieruchomość z dużym tarasem i centralnym ogrzewaniem.
- Znamy dobrze Włochy, odwiedzaliśmy je kilkanaście razy. Znamy doskonale ciemne strony tego cudownego kraju. Uciekliśmy w pewnym stopniu od zakopania się i rozgrzebania budowy w górach. Choć było blisko, oparło się o zadatek czy hydrogeologa - wspomina bloger i dodaje:
- Tu też ceny podskoczyły ale nie tak jak w Polsce. Wiele produktów spożywczych jest o dziwo tańszych a jakościowo dużo lepszych. Nie mamy planów co do tego miejsca, że będziemy tu na zawsze. Raczej myślimy kategoriami kilku lat zmian. I to ten nowy etap właśnie. Więc decyzji nie żałujemy. Wyboru miasteczka na razie nie, choć motorynki APE potrafią dać w kość swoim hałasem. Chcemy ocenić pierwszy rok latem tego roku. Będziemy wiedzieć na ile procent jesteśmy szczęśliwi z decyzji. Na razie jest prawie 100.