Protesty w kopalniach na Śląsku. Górnicy podłamani: Nie spodziewałem się, że tego dożyję

i

Autor: pixabay.com

Protesty w kopalniach na Śląsku. Górnicy podłamani: "Nie spodziewałem się, że tego dożyję"

2020-09-22 12:46

Na Śląsku trwają protesty górników. W sześciu kopalniach pracownicy nie wyjechali na powierzchnię po szychcie. W piątek planowana jest potężna manifestacja. Niestety, wśród górników nie ma atmosfery jedności. Nie wszyscy chcą się angażować w protest, bo niewielu wierzy w jego powodzenie. Udało nam się porozmawiać z jednym z górników. - Nie spodziewałem się, że dożyję momentu, w którym będę się bał o swoją pracę - powiedział w rozmowie z Super Expressem.

Strajk w kopalniach rozpoczął się 21 września. Zaczęło się w kopalni Bielszowice w Rudzie Śląskiej, gdzie górnicy po skończonej szychcie nie wyjechali na powierzchnię. Kolejno dołączały kopalnia Wujek w Katowicach, Piast Ziemowit w Bieruniu i Halemba w Rudzie Śląskiej. Liczba protestujących zmienia się z godziny na godzinę. Ale wedle najświeższych szacunków w kopalni Halemba strajkuje 43 górników, 13 w kopalni Pokój, kilku na Wujku i kilkunastu w kopalni Piast Ziemowit. Ta ostatnia dołączyła do strajku we wtorek rano. 22 września o 13.00 rozpoczęły się rozmowy z przedstawicielami rządu, ale jak zapowiadają związkowcy, akcja protestacyjna będzie trwała, a piątkowa manifestacja w Rudzie Śląskiej nie zostanie odwołana.

Nie każdy jednak wierzy w powodzenie protestu. - Nikt w nic nie wierzy. Nie spodziewałem się, że dożyję kiedyś takiego momentu, że będę się bał o swoją pracę. - mówi anonimowo w rozmowie z Super Expressem jeden z górników z rudzkiej kopalni i dodaje: Strajk jest wtedy, kiedy nie przychodzisz w ogóle na szychtę, a nie zostajesz na dole.

Winą za zastaną sytuację obarcza rządzących. - Jak to jest, że mamy takie bogactwa, a nie potrafimy ich wykorzystać. Anglia "wypięła się" na Unię i pokazała, że nikt jej niczego nie będzie dyktował. Kiedyś górnictwo było opłacalne. Teraz najpierw nas wykończyło ZSRR, a teraz Unia - uważa. - Im (rządowi) się wydaje, że zwolnią 5 tysięcy ludzi i tyle. A przecież z górnictwem powiązanych jest wiele innych branż. W samym PGG jest 40 tysięcy pracowników. Oni potrafią tylko łączyć kopalnie w jedną, jak np. w Rudzie, a potem likwidować poszczególne "zakłady". Będziemy mieli w Rudzie Śląskiej drugi Bytom - dodaje, nawiązując do katastrofalnych skutków społecznych upadku sporych zakładów w tym śląskim mieście.

- Kiedyś mieliśmy swoje własne marki. Nawet Rumunia, która jest uważana za biedny kraj, ma Dacię. A my co? My nie mamy nic! - wścieka się górnik. Jakie widzi rozwiązanie obecnej sytuacji? - W każdym mieście powinny być składy węglowe. Spółki energetyczne powinny korzystać z polskiego surowca, a nie z przysyłanego z Rosji, Ukrainy czy Kolumbii. Za dużo do powiedzenia przy ustalaniu cen węgla mają pośrednicy. Każdy chce położyć "łapę" na węglu i zabrać jak najwięcej dla siebie - dodaje.

Przypomnijmy, że górnicy nie zgadzają się na strategię zwaną Polityką Energetyczną Polski do 2040 roku, która zakłada zmniejszenie udziału węgla w miksie energetycznym. To oznacza likwidację kopalń i utratę pracy przez dziesiątki tysięcy osób w perspektywie najbliższych kilkunastu lat. Wedle pierwotnego planu "ratunkowego" dla górnictwa mówiono o likwidacji czterech kopalń: Halemby, Pokoju i Bielszowic w Rudzie Śląskiej, oraz Wujka w Katowicach. Związkowcy chcą rozmawiać z rządem, a najlepiej z samym premierem Mateuszem Morawieckim.

Ksiądz testował zjeżdżalnię na placu zabaw

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki