Ewa Skórka zgłosiła się do szpitala w Myszkowie we wrześniu 2017 r. Była w 6 tygodniu ciąży i niestety pojawiło się krwawienie z dróg rodnych oraz ból podbrzusza. Pani Ewa została przyjęta na oddział. - Położyli mnie, dostałam coś na bóle i leki podtrzymujące ciążę. Poleżałam kilka dni. Potem zrobili mi USG, drugie już, bo pierwsze było robione zaraz po przyjęciu - opowiada Ewa Skórka.
Wtedy pani Ewa usłyszała słowa, od których do dziś cierpnie jej skóra i jakie prześladują ją w sennych koszmarach. - Patrzył w ekran USG jeden lekarz. Młody. Przyglądał się dłuższą chwilę i nie mówił nic. Potem podszedł drugi, doświadczony lekarz, rzucił okiem na ekran przez ramię tego młodszego lekarza i zawyrokował: Przecież tam nic nie ma. Zaraz potem zaproponowali zabieg czyszczenia dróg rodnych. Podsuwali dokumenty do podpisu. Ja omal nie zemdlałam, podtrzymała mnie jakaś pielęgniarka. Nie zgodziłam się na zabieg. Postanowiłam zamiast tego wypisać się ze szpitala. Nikt nie wspominał przez kilka następnych godzin, gdy czekałam na wypis, że badania USG może zostać powtórzone – wspomina horror mama Tymona.
Pełna czarnych myśli i zszokowana brakiem empatii i taktu myszkowskich lekarzy Ewa Skórka pojechała wraz z mężem Grzegorzem (39 l.) do szpitala klinicznego w Katowicach. Ku szczęściu całej rodziny tam okazało się, że diagnoza lekarzy z Myszkowa się nie potwierdziła i dziecko żyje. Po kilku miesiącach na świat przyszedł Tymon. Zdrowy jak ryba.
Mama dziecka nie zamierza jednak zostawić tak tej sprawy. - Domagam się od szpitala odszkodowania, ale to kwota niemal symboliczna. Ważniejsze dla mnie jednak jest, by lekarze przyznali się do błędu. Ja nie usłyszałam nawet przepraszam, a naprawdę potraktowali mnie bezdusznie. Lekarz jest tylko człowiekiem i może się pomylić. Powinni trochę poczuwać się do odpowiedzialności. Gdybym się wtedy nie uparła, by jechać do innego szpitala Tymona by na świecie nie było – mówi Ewa Skórka.
Jednak szpital w Myszkowie odpiera zarzuty rodziców Tymona. Zdaniem Andrzeja Sosnowskiego, dyrektora ds. lecznictwa Szpitala Powiatowego w Myszkowie, w dodatku ordynatora oddziału położniczego i ginekologa, życie Tymona nie było ani przez chwilę zagrożone. - Faktycznie lekarze podczas badania nie widzieli struktur zarodka, ale mamy w szpitalu odpowiednie procedury wykonywane w przypadkach trudnych. Obowiązywały one także w czasie, gdy pacjentka u nas przebywała i na pewno by zostały przeprowadzone, gdyby nie to, że pacjentka się wpisała na własna prośbę bez dokończenia diagnostyki. W tym przypadku zostałoby wykonane jeszcze jedno badanie USG, przeprowadziliby je inni lekarze. Jestem przekonany, że do zabiegu czyszczenia by nie doszło. Kolejne badanie na pewno wykazało by, Ze jest zarodek. Pacjentka jednak nie dała nam szansy. Byłbym bardziej szczęśliwy, gdyby to dziecko przyszło na świat u nas – mówi dyrektor Andrzej Sosnowski. - W moim odczuciu nie doszło do złamania procedur ani do popełnienia błędu przez lekarza. To był wczesny etap ciąży i wówczas ocena jest bardzo trudna. Co do potraktowania pacjentki przez lekarzy mało empatycznie nie mogę się odnieść do tego. Nie było mnie tam wówczas, ale nie sadzę, żeby moi lekarze wykazywali się jakąś małodusznością – dodaje dyrektor szpitala.
Polecany artykuł: