Iza zgłosiła się do lekarza 20 września. Odeszły jej wody płodowe. Była w 22. tygodniu ciąży. Trafiła do Szpitala Powiatowego w Pszczynie. Tam potwierdzono, że ciąża jest obarczona wadami wrodzonymi. Stwierdzono "bezwodzie". Płód obumarł, dobę później - w wyniku wstrząsu septycznego - zmarła pani Izabela. To był 22 września 2021 roku. Dokładnie 11 miesięcy po wyroku Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji. Pełnomocniczka rodziny Jolanta Budzowska twierdzi, że na postawę lekarzy, którzy mieli czekać, aż płód obumrze, miała wpływ właśnie decyzja TK. - Ja się z tą ustawą nie zgadzam. Dobrze, że żyję już w czasach, że nie mogę mieć dzieci. Miałam ich trójkę, ale dałam radę - mówi nam pani Barbara. Pod koniec września pochowała córkę i wnuczka.
Zmarłą w szpitalu Izę pochowali z nienarodzonym Leosiem. Porażający widok. "Wszyscy płakali"
Mama Izy jest wstrząśnięta tym, co się stało. Niechętnie rozmawia z mediami. Gdy ją spotkaliśmy, nie kryła łez. - Nie wierzę do dzisiaj w to, co się stało i nigdy się z tym nie pogodzę - mówi w rozmowie z "Super Expressem". - Myślałam, że w szpitalu córka dostanie pomoc, a ona była zostawiona sama sobie. Jak wody płodowe odchodzą, to dziecko nie ma czym oddychać, bo żyje w tych wodach. To był powód, by zrobić jej cesarkę. To dziecko mogło żyć, bo przecież miało prawie 52 dekagramy. Mogli je ratować. Oni nic nie zrobili. To dziecko się męczyło, Iza była zakażona. Wiadomo, że sepsa się rozwija z minuty na minutę. Nie mogło być tak, że oni czekają, bo jest młoda i przeżyje - mówi pani Barbara.
Tak wygląda grób Izy i Leosia. Ciężarna kobieta zmarła w szpitalu [ZDJĘCIA]
- Mam wielki żal! Żal, że jej lekarze nie pomogli. Mieli ją uratować, mimo tej ustawy. Iza osierociła dziecko, 9-letnią dziewczynkę. Ja się z tym nigdy nie pogodzę, nie wiem, jak dalej będzie i jak ja to wszystko przeżyję – mówi pani Barbara. Nadal łzy płyną jej po policzkach. Dodaje, że największym bólem dla matki jest ten, gdy musi pochować swoje dziecko. - Powinno być na odwrót. Ja powinnam umrzeć, nie ona. Ja już swoje w życiu zrobiłam, odchowałam dzieci. Ona jeszcze miała dla kogo żyć. Miała salon, wszystko się układało - opowiada.
Zobacz także: Śmierć ciężarnej 30-latki w Pszczynie. Lekarze czekali, aż dziecko umrze? Szokujące szczegóły
Iza była wspaniałą córką. - Zawsze mogłam na nią liczyć, niczego mi nigdy nie odmówiła. Zadzwoniłam, gdy coś chciałam. Zawsze podjechała. Nigdy mi niczego w całym życiu nie odmówiła, od dziecka. Nigdy. Miała fach w ręku, przepiękne fryzury robiła, klientów miała pozapisywanych już do grudnia - wspomina pani Barbara. Iza interesowała się fryzjerstwem już od dziecka, robiła fryzury babci. - Mama mówiła, że jak jej nawet włosy obetnie, to nic, bo zima jest, to czapkę ubierze i nie będzie widać. Do szkoły chodziła do Bielska - kontynuuje kobieta. Gdy Leoś miał przyjść na świat, pan Grzegorz, mąż Izy, miał wybrać urlop "tacierzyński". Kobieta chciała wrócić do pracy. Niestety, nie zdążyła. Zmarła mając 30 lat, niemal dokładnie miesiąc po swoich urodzinach, które przypadały na 21 sierpnia.