Zdarzenie miało miejsce w styczniu 2016 roku. Daria (wówczas 22 l.) wracała do domu ze Strzelec Opolskich. Miała się przesiąść w Katowicach, ale wysiadła ostatecznie w Zabrzu. Szukała autobusu do domu. Wtedy zaczepił ją Robert K. (wtedy 31 l.). Mężczyzna jechał tym samym pociągiem. Obiecał pomoc, a tak naprawdę użył podstępu, by ściągnąć kobietę do swojego mieszkania. W budynku na ul. Armii Krajowej doszło do dramatu. - Zwabił kobietę do mieszkania. Potem, grożąc jej pobiciem, zgwałcił. Kobieta uwolniła się, skacząc z okna na pierwszym piętrze. Nabawiła się przy tym urazu kręgosłupa i miednicy - mówiła ówczesna rzeczniczka policji w Zabrzu Agnieszka Żyłka. Kobietę zauważyli przechodnie. Była naga, miała na sobie jedynie skarpetki. Jeden z kierowców z dwójką dzieci w pojeździe zabrał ze sobą 22-latkę. Posiniaczoną kobietę zabrano do szpitala. Gwałciciel wpadł dwa dni później w galerii handlowej w Katowicach.
Skandal w Zabrzu! Wypuścili gwałciciela, a on znowu zgwałcił!
Sprawa od początku budziła emocje, bowiem Robert K. dokonał gwałtu na przepustce więzienia, gdzie odsiadywał wyrok za to samo przestępstwo. Ze względu na stan zdrowia dostał trzymiesięczną przerwę w odsiadywaniu wyroku. Cierpiał na jaskrę. Miał podreperować stan zdrowia. Ale na operację nigdy nie dotarł. Co istotne, przed wyjściem wydano opinię psychologów, która mówiła, że K. nie powinien wyjść z więzienia. Jednak ostatecznie wniosek naczelnika zakładu zostaje zatwierdzony. Miesiąc po opuszczeniu więziennych murów mężczyzna zgwałcił Darię.
Sąd początkowo chciał skazać go na 18 lat więzienia i leczenie farmakologiczne hamujące popęd seksualny. Ostatecznie skończyło się na 13 latach odsiadki. Kara obejmowała także atak na policjanta podczas zatrzymania. Minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro był zbulwersowany sprawą. Zapowiadał zaostrzenie kar, kolejne osoby straciły stanowiska. Ale dla pokrzywdzonej kobiety świat się zawalił.
Dziennikarka serwisu Interia.pl dotarła do ofiary Roberta K. Daria ma obecnie 28 lat. Ze względu na dotkliwe złamania, jakich doznała podczas ucieczki, a także padaczkę nie może podjąć pracy. - Nigdy nie poczuję ulgi, bo człowiek, który zniszczył mi życie, nigdy nie poczuje tego co ja przeżyłam. On ma ciepło, wszystko opłacone i głodny nie chodzi. A ja? Ja się o wszystko muszę martwić, żeby mieć dach nad głową, żeby mieć za co żyć - opisuje kobieta. - Czas nie leczy ran. To cały czas jest ze mną. Boje się sama wyjść z domu. Kiedy widzę na ulicy człowieka podobnego do Roberta, zaczynam cała się trząść, nie umiem się uspokoić. Tego nie da są zapomnieć - dodaje.
Pełnomocnik kobiety wysłał pismo do Ministerstwa Sprawiedliwości z prośbą o 300 tys. złotych zadośćuczynienia oraz 1000 złotych renty. - System zawinił, to niech system odpowie, także i finansowo. Ale nawet gdyby nie było tu winy systemu, to od czego jest Fundusz Sprawiedliwości, który ma wspomagać ofiary przestępstw - mówi Leszek Krupanek, pełnomocnik Darii. Ministerstwo nie ma jednak zamiaru płacić kobiecie. - Termin posiedzenia pojednawczego zostanie wyznaczony tylko i wyłącznie wtedy, gdy przeciwnik wyrazi pisemną wolą zawarcia ugody w sprawie. W przeciwnym razie sprawa zostanie zakreślona w repetytorium jako zakończona bez zawarcia ugody - czytamy w piśmie. Nadal nie ma terminu rozprawy. Krupanek zapowiada, że złoży pozew.