Spór o mikołajki w szkołach. Rodzice mają problem z prezentami
To nie do pomyślenia, jak wiele emocji może wzbudzać jedno święto. Chodzi o mikołajki, dotąd tradycyjnie obchodzone w większości polskich szkół. W rozmowach z "Gazetą Wyborczą" rodzice dzieci z miast na Śląsku zdradzili jednak, że nie do końca godzą się z tym, na jakich zasadach obchodzone jest święto Mikołaja w publicznych placówkach edukacyjnych. Problem rodzą m.in. popularne losowania w klasach, po których dzieci obdarowują prezentem wylosowaną osobę. Wcześniej ustala się wartość takiego podarunku, jednak mało kto stosuje się do tych ustaleń.
– Nie każdy trzymał się ustalonej kwoty. Były dzieci, które kupowały ewidentnie zbyt kosztowne, a przy tym bardzo starannie wybrane prezenty, jeśli same pochodziły z zamożniejszych rodzin lub wylosowały kogoś, kogo bardzo lubią. Inne przynosiły pierwszą lepszą rzecz, która wpadła im w ręce, wartą dużo mniej niż ustalona kwota. To rodziło między dziećmi zazdrość – powiedziała "GW" pani Marta z Katowic, mama 10-letniego Dawida.
Mikołajki w szkołach irytują rodziców ze względu na kontekst religijny
Do przeciwników tradycyjnej formy obchodzenia mikołajek w szkołach zaliczają się także ci, którzy nie są wierzący.
– Jesteśmy stuprocentowymi ateistami. W domu nie ubieramy choinki, a kiedy inni siadają do wigilijnego stołu, my robimy sobie domową pizzę. Nigdy nie obchodziliśmy również mikołajek, bo u nas dzieci prezenty dostają na urodziny, Dzień Dziecka czy zupełnie bez okazji. Kiedy nasze bliźniaki poszły do przedszkola, nie zapisaliśmy ich na religię, ale i tak przez cały grudzień na każdym kroku w czasie zajęć są świąteczne lub mikołajowe akcenty. Z jednej strony wiem, że ten współczesny Mikołaj to bardziej facet z reklam Coca-Coli, a nie biskup, ale jednak razi mnie, że nauczycielki opowiadają o nim dzieciom jak o prawdziwej postaci. To tak, jakby mówiły im, że wróżki i jednorożce są prawdziwe. I jeszcze 6 grudnia do przedszkola ma przyjechać wynajęty z agencji Mikołaj, żeby rozdać dzieciom prezenty. Oczywiście rodzice muszą się złożyć na jego wynagrodzenie. Ja machnęłam na to ręką i zapłaciłam, ale w naszej grupie jest dziecko świadków Jehowy, którzy mają w tym względzie surowsze zasady. Jego rodzice nie zgadzają się, by syn uczestniczył w takiej zabawie. Będzie wykluczony – powiedziała "Wyborczej" pani Patrycja z Katowic.
Problemem dla niewierzących jest także to, kto w placówkach edukacyjnych przebiera się za postać Mikołaja.
– Koleżanka dostała szału, gdy usłyszała, że przebrany ksiądz będzie rozdawał prezenty, brał dzieci na kolana. Oczywiście nie puści syna w tym dniu na zajęcia. Ale czy to normalne, żeby niewierzący rodzice musieli zabierać dzieci ze świeckiej placówki, bo akurat odbywają się tam katolickie imprezy? – dodaje rozmowie z "GW" pani Patrycja.