Bogdan Arnold

i

Autor: Wikimedia Commons/Lestat (Jan Mehlich)/ GNU Free Documentation License, Version 1.2; grafika/Super Express

Robaki wypełzały do sąsiadów

Mieszkał ze zwłokami czterech prostytutek. Śledczy wymiotowali na sam widok

2023-04-07 12:00

Bogdan Arnold to polski seryjny morderca, który zyskał złowieszczy przydomek "Władca much". Udowodniono mu zabójstwo czterech prostytutek, trzy z nich udało się zidentyfikować. Morderca przetrzymywał zwłoki kobiet w swoim mieszkaniu w Katowicach. Fetor oraz roje robaków i much zaalarmowały sąsiadów, którzy wezwali milicję. Oczom funkcjonariuszy ukazał się makabryczny obraz, który z pewnością zapamiętali do końca życia. Zapraszamy na kolejny odcinek cyklu "Zbrodnia po polsku".

Bogdan Arnold pochodził z rodziny, która była dobrze sytuowana. W młodości nie chciał się uczyć, ale zdołał zdobyć zawód i został elektrykiem. Wyjechał na Śląsk i zamieszkał w Katowicach. Prowadził samotne życie, choć w przeszłości zawarł trzy małżeństwa (każde kończyło się rozwodem). Byłe żony "Władcy Much" skarżyły się, że mężczyzna ma skłonności do sadyzmu i nadużywa alkoholu. W Katowicach mieszkał sam, pracował, a w wolnych chwilach odwiedzał okoliczne bary. Jak zeznał podczas przesłuchania, swoją pierwszą ofiarę, kobietę w wieku 30 lat, poznał w knajpie "Kujawiak". Prostytutka miała dosiąść się do niego i poprosić o zamówienie piwa. W trakcie rozmowy Arnold zrozumiał, że kobieta chciałaby spędzić noc w jego towarzystwie, na początek zaproponowała mu spacer. "Władca Much" zaproponował jej, żeby udali się do jego mieszkania, na co kobieta przystała. Tam rozegrał się prawdziwy horror: Arnold zrozumiał, że za przespanie się z kobietą będzie musiał zapłacić. To doprowadziło go do wściekłości. Uderzył ją kilka razy młotkiem w głowę aż przestała się ruszać.

To kolejny tekst z cyklu "Zbrodnia po polsku". Co tydzień publikujemy historie o najbardziej znanych kryminalnych sprawach w Polsce

Bogdan Arnold próbuje pozbyć się zwłok

- Zastanawiałem się, co z nią zrobić. Przeniosłem zwłoki do drugiego pomieszczenia i włożyłem ją do wanny, która jest właściwie skrzynią drewnianą obitą wewnątrz blachą. Po powrocie do domu, po pięciu dniach przebywania poza domem, kupiłem w międzyczasie chlorku. Razem osiem pudełek w sklepie chemicznym w Katowicach. I zacząłem skraplać zwłoki przy użyciu wspomnianego chloru. Chciałem w ten sposób przyśpieszyć proces rozkładu znajdujących się w mieszkaniu zwłok, ponieważ nie przyniosło to spodziewanego rezultatu, zdecydowałem się na palenie niektórych części zwłok - zeznał potem Bogdan Arnold.

"Władca Much" po raz kolejny zaatakował w marcu w 1967 roku. Schemat działania mordercy był taki sam - poznał prostytutkę w barze, a potem zaprosił ją do siebie. Jak czytamy w zeznaniach, Arnold starał się być gościnny - przygotował kanapki, częstował alkoholem. Swoją drugą ofiarę zabił, gdy odkryła ona fragmenty ciała Marii B. Milicjantom nie udało się jednak zidentyfikować tożsamości drugiej ofiary.

Sąsiadka się skarży. "Smród rozkładających się trupów"

Sąsiedzi Bogdana Arnolda twierdzili, że był to człowiek o przyjemnej aparycji, często oferował pomoc mieszkańcom kamienicy. Jako że pracował jako elektryk, to często pomagał przy drobnej naprawie. Mieszkańcy kamienicy skarżyli się jednak na fetor, który wydobywał się z mieszkania. Do tego dochodziły jeszcze jeden makabryczny fakt - do pomieszczeń sąsiadów rurami zaczęły dostawać się robaki i muchy. Janina Franek, która mieszkała bezpośrednio pod Bogdanem Arnoldem opowiada, że zwróciła mu na to uwagę. - Co nas zaniepokoiło? Smród i masa robactwa. Tego robactwa było takie multum, że musiałam je zgarniać łopatką. (...) Te robactwo spadało mi dosłownie na głowę, na talerze, dosłownie na wszystko. Kiedy spotkałam go na korytarzu, wygarnęłam mu: co pan tam robi na strychu, że pan ma tyle robactwa, smrodu? - mówiła. Arnold tłumaczył swojej sąsiadce, że nie ma ustępu, tylko kanał i że robactwo bierze się właśnie stamtąd. Sąsiadka nie dała temu jednak wiary i wprost oznajmiła, że to nie jest zapach fekaliów, tylko "smród rozkładających się trupów".

Swoją trzecią ofiarę Arnold zamordował w sposób który do dziś nie udało się ustalić. Wiadomo jednak, że był tak pijany, że po prostu nie pamiętał jak dokładnie zabił Stefanię M. - Po przebudzeniu w dniu następnym stwierdziłem, że kobieta, którą przeprowadziłem wieczorem dnia poprzedniego, leży na podłodze i ma na szyi pętlę z drutu igielitowego. Domyśliłem się, że musiałem ją zabić za pomocą tego przewodu - zeznał potem.

Karmił koty fragmentami ciał

Swoją ostatnią ofiarę "Władca Much" zamordował w maju w 1967 roku. Ofiarą także była prostytutka, którą Arnold poznał przypadkiem. Kobieta chciała wyjść z mieszkania, kiedy poczuła straszliwy fetor. Niestety, morderca był szybszy - udusił ją za pomocą pończochy. "Władca Much", co potem przyznał w swoich zeznaniach, od samego początku swojej morderczej serii, miał kłopot z pozbywaniem się zwłok. Część próbował rozpuszczać w kwasie, gotować, a gdy to nie przynosiło rezultatu, palił w piecu. Częściami zwłok karmił bezdomne koty. 

Wpadł, ponieważ sąsiedzi z bloku na przeciwko zauważyli roje much na szybach. Zaniepokojeni wezwali milicję. - W dniu 8 czerwca w 1967 roku przyszedłem do swego brata Waltera zamieszkałego w Katowicach przy ulicy Sienkiewicza. W mieszkaniu zastałem jego brata oraz narzeczoną. Po upływie dziesięciu minut narzeczona podeszła do okna i odsunęła firankę, chcąc sprawdzić czy pada deszcz na dworze. Do mnie i do mojego brata powiedziała: popatrzcie ile jest much u sąsiada na czwartym piętrze. Ja i mój brat Walter podeszliśmy do okna i zobaczyłem te muchy, które były bardzo duże. I stwierdziłem, że nie są to zwykłe muchy, tylko te, które siadają na zepsutym mięsie - powiedział Józef Rybosz. Funkcjonariusze postanowili sprawdzić ten sygnał. Kiedy weszli do kamienicy, gdzie mieszkał Bogdan Arnold, od razu poczuli niewyobrażalny smród. Wezwany na miejsce strażak wszedł do mieszkania przez okno. Oczom milicjantów okazał się widok makabryczny.

Larwy i muchy w mieszkaniu Arnolda

- Ja towarzyszyłem wejściu no i widok był straszny, dlatego że zwłoki były w daleko posuniętym rozkładzie i strupieszeniu, więc te wszystkie zmiany pośmiertne bardzo długo trwały z jednej strony, a z drugiej poddane właśnie żerowaniu larw much no i zapach oczywiście tragiczny - opowiada profesor Władysław Nasiłowski. 

Bogdan Arnold przez tydzień ukrywał się przed milicją. W końcu jednak sam zgłosił się na komendę i przyznał się do zabójstw. Podczas procesu sprawiał wrażenie zrezygnowanego i pogodzonego z własnym losem. Na pytanie sędziego, ile dokładnie kobiet zabił, odpowiedział: cztery albo osiem, jakie to ma znaczenie? I tak mnie powieszą. Bogdan Arnold w w marcu 1968 roku został skazany na karę śmierci, a Rada Państwa nie skorzystała z ułaskawienia. Wyrok wykonano 16 grudnia 1968 roku.

Źródło: "Dziennik Zachodni", reportaż "Seryjni mordercy" Discovery Channel, "Gazeta Wyborcza"

Mieszkał ze zwłokami czterech prostytutek | Zbrodnia po polsku, Bogdan Arnold
Sonda
Czy w Polsce powinna obowiązywać KARA ŚMIERCI?

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki