- Silny wiatr, mgła i ulewne deszcze nie pomagają teamowi w pokonywaniu kolejnych kilometrów. Po całodziennych zmaganiach noc w temperaturze spadającej poniżej 7 stopni Celsjusza - relacjonuje pan Dariusz.
Dzień 1, poniedziałek
Po 16 godzinach podróży ekipa dociera do pensjonatu w Danii oddalonego zaledwie o 14 km od portu z którego następnego dnia wypłynęli w kierunku Islandii. Na sen pozostają tylko 4 godziny.
Dzień 2, wtorek
Prom odpływa punktualnie, naszych bohaterów żegna pełne słońce.
- Po zakwaterowaniu, idziemy na najwyższy otwarty pokład tego 8 piętrowego statku. Po dzisiejszych 4 godzinach spania ucinamy sobie na pokładzie trzecim godzinną drzemkę ubrani w kurtki puchowe i owinięci w śpiwory. Przez najbliższe dni słonce będzie towarem deficytowym, gdyż Islandia obecnie tonie w chmurach i deszczu - relacjonuje Pan Dariusz.
Dzień 3, środa
Ekipa jest dopływa do Wysp Owczych. Potężny niż, obejmujący także Islandię, sprawia, że pogoda zmienia się nie do poznania - leje jak z cebra. Pułap chmur na wysokości około 60 m. Nieco radości dają kolorowe domki, których w mieście jest pełno.
Dzień 4, czwartek
Pan Dariusz wraz z ekipą rozpoczyna podróż przez Islandię. Towarzyszy im ulewny deszcz. Na dole w porcie jest 11 stopni Celsjusza, ale nasi bohaterowie wspinają się na wysokość 600 m. Tam na przełęczy leżą jeszcze płaty śniegu.
- Docieramy do kempingu w Egilssadur. Tu ciepłe jedzenie i wyruszamy na oglądanie Maskonurów. W końcu dojeżdżamy do wzgórza, na którym siedzi cala gromada tych ślicznych ptaszków wyglądających jak kolorowe pluszowe zabawki dla dzieci - mówi Dariusz.
Dzień 5, piątek
Ekipa pokonuje odcinek o długości 53 km. Początkowo wiatr wiejący prosto w twarz mocno daje się we znaki. Potem przychodzi silna mgła, w końcu ulewa. Jeden z uczestników wyprawy, Michał, łapie dwie dziury w oponie. Pomimo przeszkód ekipa dociera do kempingu. Muszą przetrwać noc w temperaturze 7 stopni Celsjusza.
Dzień 6, sobota
- Noc udało się przetrwać choć nie było łatwo. Spałem w kurtce puchowej. Rano jakby niebo się rozerwało. Lało jak cebra. Pod dwóch godzinach ulewy, po raz pierwszy od czasu wypłynięcia z Danii, zobaczyliśmy słońce. Jeszcze tylko wymiana opony w rowerze Michała i ruszamy w drogę. Reanimacja opony w rowerze Michała nie ma sensu. Kamyki powulkaniczne są tak ostre, że wbijają się w oponę. Przy islandzkiej pogodzie, zbawieniem na kempingach jest tzw. przestrzeń publiczna. – to zadaszone, ogrzewane pomieszczenie gdzie można przygotować sobie jedzenie, posiedzieć i się ogrzać. Na różnych kempingach przestrzeń publiczna jest różnie rozwinięta, ale zawsze jest zbawieniem dla podróżnika. Poranny rozruch trwa bardzo długo, ale nic dziwnego skoro przed wyjściem z namiotu muszę założyć: bieliznę aktywną, ciepłe polarne spodnie, spodnie narciarskie i nieprzemakalne spodnie żeglarskie. Do tego buty zimowe, nieprzemakalną osłonę na buty. U góry warstw nie jest mniej - relacjonuje nasz bohater.
Są w Modrudalsleid - nazywają to miejsce końcem świata. Jest zimno, pochmurnie i pięknie. Krajobraz księżycowy. Ogromna równina z górami i stożkami wulkanicznymi wyglądającymi jak ogromne kopce kreta. Tego dnia deszcz nie dokucza, ale widoczność jest słaba.
Tak przebiegał pierwszy tydzień wyprawa „Rowerem przez Islandię” zorganizowana została z okazji 25-lecia Renault Pietrzak. Możecie ją na bieżąco śledzić TUTAJ.
- Na szczęście jeden Kadjar jechał cały czas za nami sygnalizując innym samochodom, że jadą rowerzyści. W wiosce znajduje się kilkanaście domków z dachami porośniętymi trawą na kempingu nie ma prądu. Wieje mocno co potęguje poczucie chłodu - kończy Dariusz.