Wypadek w Gilowicach wydarzył się w czwartek, 22 października 2020 roku. Ciężarna Gosia (+36 l.) i Laura (+3,5 roku) miały iść na kawę do sąsiadów. Andrzej szedł za nimi. Na oczach mężczyzny doszło do tragedii. Rozpędzony samochód marki hyundai prowadzony przez blisko 70-letniego lekarza, Krzysztofa S., najpierw wpadł do rowu, potem uderzył w drzewo, a następnie wjechał w kobietę i jej córeczkę. Gosia zmarła na miejscu. Razem z nią odeszło życie, które nosiła pod sercem. Mała Laura przez kilka dni walczyła o życie w szpitalu, ale nie udało się jej uratować.
Czytaj koniecznie: Rozjechał małą Laurę i ciężarną Gosię. Tak tłumaczy się przed sądem
Sąd nie miał wątpliwości co do winy Krzysztofa S. - Sąd uznał, że kara 2 lat i 6 miesięcy pozbawienia wolności jest adekwatna do okoliczności ujawnionych w toku postępowania dowodowego. Kara jest także adekwatna do stopnia szkodliwości społecznej i stopnia zawinienia oskarżonego - argumentowała sędzia Ewa Oleszek ogłaszająca wyrok.
Czytaj również: Tragiczny finał libacji. Znaleziono zwłoki dwóch mężczyzn. Koszmar pod Kłobuckiem
Dla Andrzeja Rodaka, który stracił najbliższe osoby, ten wyrok jest niewystarczający. Domagał się ośmiu lat dla sprawcy. - To nie jest kara adekwatna do tego, co ten człowiek zrobił mojej rodzinie. Dwa i pół roku więzienia to dla mnie nie jest żadna kara. Moja córka miała 3 lata i 4 miesiące, a ten gościu będzie siedział dwa i pół roku... - mówił ze łzami w oczach. Sąd orzekł także 30 tys. nawiązki dla Andrzeja i Lidii Rodak, babci Laury. Krzysztof S. stracił także prawo do kierowania pojazdami na sześć lat. Załamany Andrzej Rodak zapowiedział w rozmowie z mediami odwołanie od wyroku do Sądu Okręgowego w Bielsku-Białej.