- Gdyby nie poczucie humoru ciężko byłoby przetrwać ten trudny okres - zaznacza Pani Jolanta. Kobieta na długo zapamięta Dzień Matki. 24 maja wraz z rodziną spędzała czas na działce. Dokładnie dwa dni później jej córka zadzwoniła z informacją, że straciła smak i węch. - Pomyślałam, że się zaczęło - dodaje. Później wszystko rozłożyło się jak w dominie. Najpierw zachorował zięć, potem wnuczka, mąż pani Jolanty, następnie ona sama i jej mama. - Zgłosiłam do sanepidu, że miałam kontakt z osobą zakażoną. Od 2 czerwca zaczęła się moja kwarantanna - mówi pani Jolanta dodając, że pierwsze testy zaczęły się 4 czerwca. Kobieta siedziała na kwarantannie wraz z mężem i 84-letnią mamą. Po czterech dniach objawy minęły, ale kwarantanna nadal trwała...
- Przez tych 80 dni miałam ogólnie wykonane 24 testy. W czerwcu niemal wszystkie wyszły dodatnie. Przez pierwszy miesiąc kwarantanny udało im się nawet remont zrobić. Kuzynostwo przywoziło wszystkie rzeczy do niego potrzebne - mówi pani Jolanta.
Pierwszy "minus" na teście pojawił się 29 czerwca. - Pomyślałam "Boże, fajnie, skończymy to!". Mama już mogła wyjść. Kolejny wymaz był 2 lipca. Mąż z wnukiem mieli minusy, a ja znowu plus, więc poza mną wszyscy byli wolni - wspomina.
Pisała do Ministerstwa Zdrowia, GiS-u, Rzecznika Praw Pacjenta i do Rzecznika Praw Obywatelskich. Niestety, za każdym razem polecano jej jedynie kontakt z rudzkim sanepidem. – W sierpniu sanepid wysłał mnie nawet do szpitala zakaźnego w Chorzowie, ale tam nic nowego nie wykazali oprócz kolejnego "plusa". Wypisałam się na własną odpowiedzialność – mówi pani Jolanta. Tego było już za wiele. Rudzianka poprosiła sanepid, aby mogła wykonać testy prywatnie. I tu zaskoczenie - oba wyszły negatywnie. - Gdybym sama nie zrobiła testu, pewnie do dzisiaj kwitłabym na kwarantannie - mówi w rozmowie z "Super Expressem" pani Jolanta, którą można okrzyknąć królową kwarantanny.
Polecany artykuł: