Koń najpierw zbiegł, a później utknął w rowie
To był bardzo przygnębiający widok. W niewielkim Imielinie jeden z jadących ul. Kolejową kierowców zauważył w przydrożnym rowie leżącego konia. Zwierzę tkwiło w wykopie na boku, wierzgało bezradnie kopytami, ale było w takiej pozycji, że za nic nie mogło wstać.
Informacja o końskiej niedoli trafiła do strażaków. Na miejscu zjawili się druhowie z OSP Imielin oraz zawodowi strażacy z Tychów. Przystąpili do akcji ratunkowej, zresztą niełatwej, jak się miało okazać.
- Nie wiedzieliśmy, jak koń znalazł się w rowie, raczej jednak nie został potrącony przez samochód, nie miał żadnych widocznych obrażeń - opowiada asp. Szymon Gniewkowski, oficer prasowy Państwowej Straży Pożarnej w Tychach.
- Natomiast sam nie był w stanie opuścić pułapki, w jakiej się znalazł. Rów był zbyt ciasny - dodaje strażak.
Strażacy musieli się sporo napocić, by rumaka postawić na kopyta. - Trzeba było użyć sprzętu specjalistycznego, jak poduszki powietrzne, którymi zazwyczaj podnosimy zwalone konstrukcje, lecz również zwyczajnych łopat. Strażacy musieli nimi nieco poszerzyć rów, a poduszkami pneumatycznymi trochę go "przekręcić", inaczej ułożyć. Wówczas udało się konia postawić do pionu - opisuje Szymon Gawkowski.
Operacja się udała. Koń, jak tylko stanął na nogi, został odprowadzony do domu - okazało się zresztą, że zagroda z której zdołał się wydostać jest kilkadziesiąt metrów od miejsca, gdzie leżał.
Polecany artykuł: