Rodzice 4-letniej Ines mieszkali razem w Belgii. Matka dziewczynki postanowiła jednak wrócić do Polski, gdzie zebrała się na odwagę, by opowiedzieć o swoim koszmarze. Miała być bowiem ofiarą przemocy domowej ze strony męża - Belga marokańskiego pochodzenia.
- Wówczas rozpoczęła się walka o prawa do opieki nad 4-latką. Sąd w Brukseli zaocznie zdecydował, że dziewczynka ma wrócić do ojca. Matka nie została jednak poinformowana o rozprawie - podaje polskieradio.pl.
Wiele instytucji w Polsce nie zgodziło się jednak z wyrokiem, więc sprawa wciąż się toczy. Krajowa prokuratura postanowiła, że sprawa zostanie ponownie zbadana. W trakcie prowadzonych czynności, niespodziewania zmarła matka Ines. Wtedy opiekę nad 4-latką przejęła babcia dziewczynki.
- Ojciec dotychczas nie kontaktował się z córką i nie porozumiewa się po polsku. Z kolei 4-latka nie mówi po francusku i dobrze czuje się w Polsce wśród rówieśników - czytamy na Wirtualnej Polsce.
W poniedziałek (15 czerwca) w Radomiu doszło do próby odebrania dziecka opiekunom. W mieszkaniu, gdzie na co dzień przebywa 4-latka, pojawiła się policja, a wraz z nią kurator sądowy oraz belgijska konsul. Nie było wśród nich ojca.
- Ostatecznie odstąpiono od wykonywania czynności. Interweniowała m.in. poseł Prawa i Sprawiedliwości Anna Kwiecień - czytamy na wp.pl. - Mecenas Marta Trzesimiech-Kocur wskazywała, że kurator i sąd postępują bezdusznie. "Zapomnieli, że w sprawie chodzi o dobro dziecka", dodaje prawnik. Podczas interwencji dziewczynka krzyczała, że chce zostać z babcią. Ostatecznie 4-latka wróciła z nią do domu - podkreślono.
Teraz, jak się okazuje, losem Ines zajmie się sąd w Katowicach. Wkrótce odbędzie się pierwsza rozprawa.