W poniedziałek (2 września) ok. 16:00 w komendzie zameldował się Ukrainiec. Skruszony do bólu przyznał się, że to on jest winien tego, że cofając swoim Oplem, przywalił w prawidłowo zaparkowanego Mercedesa. I to jeszcze w momencie, w którym matka wyciągała z auta dziecko. 46-latek przyznał się, że uciekł z miejsca kolizji. Mogłoby się wydawać, że w Ukraińcu odezwało się sumienie. Nie, to zatrudniający go szef kazał mu się stawić na komendę i pokajać. Właścicielka merca zgłosiła kolizję policjantom, a że w tym miejscu monitoring działał dobrze, to nie było kłopotów z ustaleniem do kogo należy Opel.
I może policjanci byliby uwierzyli, że to wyrzuty sumienia, a nie tylko rozkaz szefa, kazały zameldować się Ukraińcowi. Gdyby... gdyby nie to, że wnet wyczuli, że od gościa trąci na kilometr gorzałą. Wynik badania alkomatem oficjalnie utwierdził mundurowych: 2,26 promila. A to oznacza, że pan wtedy, gdy wjechał w merca i uciekł z miejsca, mógł być na tzw. bombie. A nawet jak nie był, to trzeba wiedzieć, że na komendę… PRZYJECHAŁ wspomnianym Oplem. No to przez taki „wyczyn” ma zapewnione spotkanie z sądem.