Lokatorzy kamienicy przy ul. Kościuszki 6 złożyli petycję do Urzędu Miasta, aby ktoś wreszcie zajął się sprawą uciążliwego sąsiada. Jak informują w piśmie starszy mężczyzna regularnie naraża życie mieszkańców, bowiem z butli w jego mieszkaniu wydobywa się gaz - strażacy w ostatnim półroczu interweniowali już cztery razy!
- Interwencje dotyczyły niewłaściwej eksploatacji butli z gazem. Podczas ostatniej interwencji stwierdzono, że dwa kurki w kuchence gazowej były odkręcone. Poprzednie interwencje dotyczyły braku lub niewłaściwego ułożenia uszczelki między reduktorem butli a zaworem butli i niedokręceniem zaworu w jednej z butli - mówi kpt. Mariusz Rosenberg, dowódca jednostki ratowniczo-gaśniczej w Siemianowicach Śląskich.
Strażacy wydawali pisemne zalecenia lokatorowi mieszkania, by butlę sprawdziła osoba o odpowiednich kompetencjach. Jednocześnie został wydany zakaz użytkowania butli do czasu jej sprawdzenia. Ze względu na fakt, że sąsiad nie stosuje się do poleceń straży, sprawą zajmuje się prokuratura.
Podmuch gazu i pijany sąsiad
Jak mówią lokatorzy budynku sytuacja powtarza się od 2015 roku. W ostatnim czasie aż czterokrotnie stężenie gazu mogło doprowadzić do wybuchu, a ten skończyłby się tragedią.
- Pierwszy raz poczułem gaz w 2015 roku, gdy wróciłem na chwilę po dokumenty do domu. Słyszałem, że sąsiad jest w domu, szczekał pies, więc pomyślałem, że po prostu ktoś wymieniał butlę. Na drugim piętrze nie było czuć gazu, ale gdy wróciłem na parter znów go poczułem. Przejeżdżając obok siedziby straży pożarnej postanowiłem poprosić ich, aby ktoś to sprawdził. Na miejsce przyjechały trzy zastępy, strażacy sprawdzili cały obiekt. Wreszcie doszli do mieszkania sąsiada. Okazało się, że jest pijany, ale najgorszy był ten podmuch gazu z jego butli. Czujniki wykazały stężenie na granicy wybuchu! Na miejsce przyjechała karetka i policja - powiedział Mariusz Szymanek reporterowi Radia ESKA Dariuszowi Bromboszowi.
Po tamtej sytuacji pan Henryk dostał kare dwóch lat w zawieszeniu. Ale mieszkańcy nadal nie mogą spać spokojnie, choć policja zapewnia, że podjęła wszelkie środki, aby w tym budynku było bezpiecznie. Prokuratura Rejonowa w Siemianowicach Śląskich prowadzi obecnie postępowanie wobec starszego pana, dotyczące sprowadzenia zagrożenia dla zdrowia, życia i mienia dużych rozmiarów, które może w konsekwencji doprowadzić do śmierci lub poważnego uszczerbku na zdrowiu.
- Dzielnicowy nawiązał kontakt z lokatorem. Uświadomił go o konsekwencjach prawnych i skutkach, do jakich może doprowadzić niewłaściwe użytkowanie gazu. Dzielnicowy nawiązał także współpracę z innymi instytucjami, dzięki czemu będzie można zapobiec tragedii. Lokator we współpracy z policjantem również podjął kroki, które mają zapewnić bezpieczeństwo - informuje komisarz Tatiana Lukoszek z siemianowickiej komendy.
Co zrobić, by nie wylecieć w powietrze?
Prokuratura prowadzi swoje czynności, ale lokatorzy muszą jakoś funkcjonować. Siemianowicka policja apeluje do mieszkańców budynku przy ul. Kościuszki 6, aby cały czas zachowywali czujność. Jeśli raz jeszcze poczują gaz na klatce mają dzwonić do służb. Policja radzi także kontakt z rodziną "niesfornego" sąsiada. Z kolei Komenda Miejska PSP w Siemianowicach Śląskich przeprowadzi kontrolę w całym obiekcie. Strażacy sprawdzą, czy są spełnione warunki ochrony przeciwpożarowej.
- Chcemy uniknąć tragedii, która może nastąpić przy kolejnej okazji - mówi kpt. Mariusz Rosenberg. I dodaje: - Zgodnie z rozporządzeniem ministra infrastruktury można używać gazu z instalacji miejskiej lub butli gazowej. Nie można ich łączyć.
Sąsiad: Nie było żadnego wysokiego stężenia gazu!
Pan Henryk był zaskoczony tym, że sąsiedzi się go obawiają. W końcu mieszka w budynku najdłużej ze wszystkich. Naszemu reporterowi pokazał nowy piec,dwa czujniki i nowe elementy instalacji. Zaprzecza, że podczas interwencji strażaków, kiedy był pijany, miał odkręcone kurki z gazem.
- Skoro ja nie mogę mieć butli z gazem, bo te budynki są stare i nie ma w nich wentylacji, to nikt nie powinien jej mieć - mówi ponad 60-letni mężczyzna. - Jakoś przez 24 lata nikogo nie wysadziłem, to teraz miałbym to zrobić? - pyta naszego reportera.
Całą sytuację sprowadza do zwykłej usterki. Uważa, że jest w stanie udowodnić, iż czujniki nie wykazały wysokiego stężenia gazu. To skąd wzięły się interwencje straży i policji? Tego już nie był w stanie wytłumaczyć. Podobnie jak powodów, dla których poddał się sądowej karze. Pan Henryk ma żal do sąsiadów o całą sytuację. Mówi, że są bezpieczni i nic się nikomu nie stanie. Ale czy za jakiś czas z powodu podobnych problemów nie napiszemy kolejnego artykułu o tragicznym w skutkach wybuchu gazu? Tego nie może obiecać już nikt.