Radni odwiedzili mieszkankę w jej domu i żądali przeprosin. Nie spodobała im się krytyka
Wszystko zaczęło się od sesji 8 listopada, która odbyła się zdalnie. W jej trakcie podniesiono kwestie wypłat dla opiekunek, które w mieście zajmują się osobami schorowanymi i potrzebującymi. Dąbrowski MOPS podpisał umowę z warszawską firmą Home Express, która nie wypłaciła opiekunkom wynagrodzenia, w efekcie część z nich nie przyszła do pracy, a to z kolei spowodowało kolejne perturbacje.
Głos w sprawie w trakcie sesji zabrała radna Tatiana Durej - Fert, która zauważyła, że dąbrowski MOPS przed podpisaniem umowy mógł zasięgnąć opinii na temat firmy w innych placówkach, które z nią zakończyły współpracę. Do słów radnej odniósł się radny Edward Bober, który jest pracownikiem MOPS-u. Mówiąc o zachowaniu Duraj - Fert powiedział: "pani powinna się poddać kontroli różnych specjalistów".
Radna postanowiła zamieścić filmik z obrad rady miasta w internecie, w swoich mediach społecznościowych. Pod nagraniem posypały się komentarze.
Internauci wprost ocenili słowa radnego, jako niedopuszczalne i oburzające. Poniżej prezentujemy część komentarzy.
- "Nieetyczne zachowanie człowieka przyklejonego do posady radnego i zajmującego kierownicze stanowisko w jednym z działów Dąbrowskiego MOPS.W jaki sposób ma być wiarygodny,bezstronny i działający z korzyścią dla miasta i jego mieszkańców? Żenujące zachowanie i postawa,która powinna mieć wyciągnięte konsekwencje"
- "Sesje rady miejskiej powinny odbywać się w budynku urzędu miejskiego, skora istnieje specjalna sala do tego celu stworzona. W taki sposób każdy z radnych poczuwałby się do obowiązku związanego z funkcja przezeń piastowana. Dodatkowo musiałby stanąć twarzą w twarz z innymi osobami które maja nieco inne poglądy"
- "Nie do wiary co się dzieje z ludźmi!!!! Jestem rozczarowana postawą p.Edwarda"
- "Niestety, radny Bober uczynił sobie etat z bycia radnym- ,,przyklejony" do fotela radnego od 20 lat, albo i dłużej uważa, że mu wszystko wolno i nic nie musi. Jako kierownik w MOPS-u bierze niemałe pieniądze za sprawne zapewnienie pomocy potrzebującym. W przypadku naszego miasta ta niby pomoc jest na rażąco niskim poziomie, więc pan Bober powinien się zastanowić i zrezygnować z jednej z funkcji, bo najwyraźniej stanowisko dyrektora i radnego- celebryty w jego przypadku przerastają go i są trudne do pogodzenia. Inna kwestia, to wyłonienie firmy z Warszawy do opieki nad osobami potrzebującymi, to chyba jakaś kpina. Czyżby na naszym terenie nie było żadnej firmy, która mogłaby się podjąć tego zadania? A skoro zostały wykazane nieprawidłowości, to czy dyrekcja MOPS nie powinna się przyjrzeć sprawie i zareagować w stosunku do winnych, tylko obrażać osoby starające się zmienić tę patologię? Może by tak pan dyrektor i jego zastępcy oddali wspaniałomyślnie swoje pensje na rzecz pokrzywdzonych pań? Wtedy by się sami przekonali jak to jest pracować bez zapłaty"
To właśnie ten ostatni komentarz pani Małgorzaty, spowodował, że radni postanowili odwiedzić kobietę w jej prywatnym domu w Łośniu.
Jak przyznaje mieszkanka Dąbrowy Górniczej w rozmowie z "Gazetą Wyborczą", wspominała w swoim komentarzu o radnych, ponieważ osobiście widywała ich na spotkaniach kół gospodyń wiejskich, a kiedy próbowała zadawać pytania o kwestie mieszkańców, była uciszana przez koleżanki i proszona, by "nie psuła atmosfery". Z tego powodu kobieta zrezygnowała również z tych spotkań. Jak zaznaczyła, jej komentarz odnosił się bezpośrednio do słów radnego, który obraził jej koleżankę i nie wykazał się empatią wobec osób, które nie otrzymały wynagrodzenia za swoją pracę. Jak przyznała, wizyty radnych 11 listopada w Święto Niepodległości się nie spodziewała.
Do drzwi domu kobiety zapukał radny Bober i Oźlański. Ten pierwszy zapowiedział, że jeśli kobieta nie przeprosi to sprawa trafi do sądu. Pani Małgorzata zastanawia się, skąd radni wiedzieli gdzie mieszka, ponieważ nie utrzymują żadnego kontaktu, nie są również znajomymi. Zdaniem kobiety, takie odwiedziny to próba cenzury.
Sami radni nie chcieli odnieść się do tej sytuacji. Obaj należą do Towarzystwa Przyjaciół Dąbrowy Górniczej, prezes towarzystwa i jednocześnie dyrektor Muzeum Miejskiego Sztygarka, Arkadiusz Rybak w rozmowie z "GW" jasno podkreślił, że o zajściu nie słyszał, ale jeśli rzeczywiście miało miejsce "to takie zachowanie nie powinno mieć miejsca. Aż trudno to uwierzyć. Osoby, które decydują się startować w wyborach, dzierżyć mandat radnego, muszą się liczyć z krytyką". Dodał również, że internauci często przekraczają granice krytyki.