50 lat temu, po uderzeniu pioruna w element zbiornika, wybuchł pożar w Rafinerii Nafty w Czechowicach-Dziedzicach koło Bielska-Białej. Zginęło w nim 37 osób, a 105 zostało rannych. Rocznica przypada w sobotę. O tragicznych wydarzeniach przypomną czechowicka izba regionalna oraz biblioteka miejska. W przeddzień rocznicy i jej dniu odbędą się wieczory wspomnień. Kustosz czechowickiej izby regionalnej Jacek Cwetler poinformował PAP, że oba spotkania rozpoczną się o godz. 19.30 w bibliotece. "20 minut później, czyli o godzinie, w której nadeszła burza nad Czechowice-Dziedzice, chcemy wyemitować filmy. Pierwszy pokazuje historię pożaru, jego przebieg i skutki. To film nakręcony dla Wyższej Szkoły Pożarnictwa. Drugi obraz: "Między Wisłą a Białą", ukazuje Czechowice-Dziedzice na początku lat 80. XX w. Został przygotowany przez członków miejscowego koła Metalowiec, działających przy zakładach "Kontakt". Pokażemy miasto 10 lat po pożarze; jest inne niż to, które znamy dziś" – powiedział.
Jak dodał, w książnicy udostępniona została także wystawa poświęcona pożarowi. Znajdują się na niej zdjęcia, artykuły prasowe, artefakty. "Jest m.in. aparat fotograficzny bielskiego dziennikarza Tadeusza Patana, który robił zdjęcia z pożaru. Są mundury strażackie i sprzęt gaśniczy" – powiedział Cwetler. Na placu Jana Pawła II w Czechowicach-Dziedzicach zobaczyć można wystawę plenerową. Tworzy ją 20 wielkoformatowych plansz. Całość dopełnią dwa działka wodne i agregat prądotwórczy, które były wykorzystywane w gaszeniu tragicznego pożaru sprzed 50 lat. Wieczorem 26 czerwca 1971 r., ok. godziny 19.50, nad Czechowicami-Dziedzicami przechodziła niewielka burza. Jeden z piorunów uderzył w tzw. kominek oddechowy zbiornika ropy. Zbiorniki nie były wówczas wyposażone w "pływające dachy", które uniemożliwiają gromadzenie się mieszaniny wybuchowej nad powierzchnią ropy. To dlatego uderzenie wywołało zapłon oparów zgromadzonych w zbiorniku, w którym znajdowało się ok. 10 tys. ton ropy.
W ciągu kilku minut pożar objął cały zbiornik oraz ropę rozlaną na "tacę" przy nim. Huk eksplozji słychać było w odległości kilku kilometrów. Wówczas nikomu nic się nie stało. Na miejsce docierały kolejne zastępy strażaków zawodowych i ochotników, a także milicjantów i żołnierzy. Rafineryjne instalacje gaśnicze były niesprawne. Strażacy mogli korzystać jedynie z własnego sprzętu. Z relacji uczestników akcji ratunkowej wynikało, że nikt nie panował nie tylko nad ogniem, ale i nad żywiołową akcją gaszenia. Podczas gaszenia zbiornika dostało się niego kilkadziesiąt tysięcy litrów wody, które były podgrzewane przez palącą się na "tacy" ropę. Po godzinie 1 w nocy, 27 czerwca, woda osiągnęła temperaturę wrzenia i zaczęła przedzierać się ku górze zbiornika. Podnosząc lżejszą ropę naftową spowodowała jest wyrzut na odległość sięgającą ponad 200 m.
W zbiorniku rozległo się potężne bulgotanie, a w chwilę później wystrzelił w górę, sięgający kilkuset metrów słup ognia. Na strażaków i stojące niedaleko od palącego się zbiornika samochody spadło ok. 7 tys. ton płonącej ropy. Na miejscu zginęły 33 osoby. Cztery kolejne zmarły w szpitalach wskutek oparzeń. Obrażenia odniosło 105 osób. Zniszczone zostały 22 samochody pożarnicze. Po wybuchu ogień rozprzestrzenił się na wydział destylacji acetonem, benzenem i toluenem, front odbioru ropy i stojące tam cysterny oraz kolumny destylacyjne. Zagroził też elektrociepłowni. Przez kilkadziesiąt godzin strażacy nie byli w stanie opanować pożaru. Dopiero 29 czerwca po godzinie 15 przypuścili skuteczny atak. Po kolei dogaszano wydziały rafinerii. Akcja trwała jednak jeszcze trzy doby.
Pożar miał wiele przyczyn. Strażacy ocenili później, że najpoważniejsze z nich to zbyt ciasne rozmieszczenie zbiorników i ich przestarzała konstrukcja, gdyż brakowało tzw. pływających dachów. Nieodpowiednia była instalacja odgromowa i niesprawna instalacja chłodząca zbiorniki. Brak było też odpowiedniego sprzętu technicznego i środków gaśniczych. Drogi pożarowe były źle wybudowane. Wylano na nich asfalt, który pod wpływem temperatury zaczął płonąć. Odbudowa zakładu trwała kilka miesięcy. Pożar przyczynił się do zwiększenia bezpieczeństwa w rafinerii. Nowe zbiorniki wybudowano w innej części zakładu, w bezpiecznej odległości od osiedli mieszkaniowych. Wyposażone zostały w nowoczesną instalacją odgromową, gaśniczą oraz "pływające dachy", dzięki którym niemożliwe jest gromadzenie się łatwopalnych par nad powierzchnią ropy.
Tragiczny pożar był trzecim jaki wydarzył się w 1971 r. w czechowickiej rafinerii. Wcześniej zapaliła się wieża destylacyjna. Później pożar strawił kilkadziesiąt cystern pod nalewakiem. Oba ugasiła zakładowa straż pożarna. Czechowicka rafineria należała, obok rafinerii w Jedliczach, do najstarszych w kraju. Ich budowę amerykański koncern Sokony Vacuum Oil Incorporation New York rozpoczął w 1903 r. Od wielu lat nie prowadzi się tu już rafinacji ropy. (PAP)