Od soboty, 10 października, wszystkie miasta w całej Polsce zostały objęte "strefą żółtą" wprowadzoną na czas pandemii koronawirusa. Nie inaczej jest w województwie śląskim. Co to oznacza? Przede wszystkim nowe zasady i obostrzenia, w tym te mówiące o nakazie zasłaniania ust i nosa w przestrzeni publicznej, również na świeżym powietrzu. Premier RP Mateusz Morawiecki zapowiedział, że tym razem policjanci nie będą mieli litości dla tych, którzy łamią nakaz i posypią się mandaty za brak masek. Tak też się stało! W samym województwie śląskim pierwszej doby od wprowadzenia obowiązku zasłaniania ust i nosa, służby wystawiły prawie tysiąc mandatów (dokładnie 872). Skierowano również 282 wnioski o ukaranie do sądu. Jak się okazuje, całkowicie nie zrezygnowano jednak z pouczeń, których w tym przypadku wydano aż 822.
Wyjątkiem są protesty antycovidowe, które odbyły się w całym kraju, w tym w kilku miastach w województwie śląskim. Osoby niewierzące w koronawirusa pikietowały m.in. w Katowicach, Rybniku, Bielsku-Białej czy Rudzie Śląskiej. Większość z nich manifestowała bez masek, nie zasłaniając niczym ust i nosa. Czy policjanci wlepiali mandaty? Śląska policja wylicza: 9 mandatów za brak masek w trakcie protestów i 168 wniosków o ukaranie do sądu. Zważywszy na to, że w protestach wzięły udział łącznie setki, jeśli nie tysiące osób, ta liczba jest zaskakująco niska. Komentujący wskazują, że wygląda to tak, jakby podczas pikiet mieszkańcy mogli liczyć na taryfę ulgową. Służby zapowiadają, że każdy, kto nie będzie stosował się do wprowadzonych obostrzeń, musi liczyć się z konsekwencjami.