"Pamiętamy słowa, których nie powinien usłyszeć żaden rodzic. Mówili, że Jaś nie dożyje drugich urodzin. Że będzie odchodzić w bólu, powoli umierać w męczarniach. Że nie ma co kupować sprzętu, ratującego go przy życiu, że szkoda zachodu, pieniędzy, bo tylko zostaniemy z długami, a jemu nie uda się i tak… Każdy rodzic, widząc jednak cień nadziei, będzie walczył. Jaś wciąż żyje, jego życie to cud, a my prosimy o pomoc, by nadal trwało, by nasz synek nie odszedł - mówią rodzice maleńkiego Jasia, podopiecznego Fundacji "Nieinni" z Sosnowca.
Jaś urodził się w 25. tygodniu ciąży i ważył jedynie 880 gramów. Skrajny wcześniak, wielkości dłoni - taki malutki, że był ledwo widoczny spod plątaniny wężyków i kabli. - Lekarze kazali nam przygotować się na najgorsze. Życie Jasia mogło skończyć się w każdej chwili, nasze pierwsze spotkanie z nim mogło być równie dobrze ostatnim. Nie mogliśmy go nawet dotknąć, przytulić. Nie wiedzieliśmy, czy kiedykolwiek w ogóle będziemy mogli to zrobić. Jego stan był bardzo, bardzo ciężki. Był problem z serduszkiem, z płucami, ze wszystkimi narządami, które nie zdążyły wykształcić się prawidłowo. Zabrakło im przecież aż 15 tygodni - wspominają rodzice chłopca.
Przez 5 miesięcy drżeli ze strachu o życie Jasia. - Baliśmy się każdego poranka, co przyniesie dzień, czy dzisiaj nie dojdzie do załamania, czy nie będzie gorzej. Jest wiele koszmarów, ale widok dziecka, walczącego o życie, jest najgorszym z nich - mówią rodzice.
Dwa dni. Tyle trwał pobyt Jasia w domu. Wciąż trzeba było podawać mu tlen, bez którego by umarł. Znów doszło też do problemów zdrowotnych. Zapalenie płuc, rotawirus. - Jasiek ma dysplazję oskrzelowo-płucną, często występująca u wcześniaków chorobę układu oddechowego, który nie zdążył się prawidłowo wykształcić - mówią rodzice. - Respirator i koncentrator tlenu zostali jego najlepszymi przyjaciółmi - dodają.
Każda infekcja, którą inne dzieci przechodzą bez problemów, dla Jasia może oznaczać koniec jego życia. - Konieczny jest sprzęt, od którego zależy jego życie: przenośny koncentrator tlenu, ssak, pozwalający odsysać wydzielinę, pulsoksymetr, pozwalający zmierzyć saturację krwi - wyliczają rodzice chłopca.
Roczne koszty samej rehabilitacji to koszt aż 18 tys. zł, miesięcznie mniej więcej 1,5 tys. zł, a to nie wszystko. W przyszłości rodzice rozważają podanie komórek macierzystych, by poprawić stan zdrowia Jasia.
- Darowizny dla Jasia można przekazać poprzez płatności online na stronie Fundacji Nieinni w Sosnowcu lub przelewem tradycyjnym na konto Fundacji w tytule wpisując: Jaś Baranowski, BANK ING 47 1050 1360 1000 0090 3033 8876 - czytamy na stronie sosnowieckiej fundacji.
PRZEKAŻ JASIOWI SWÓJ 1%.