Łukasz Porwolik był najmłodszym dzieckiem Henryka. "Miałem z nim największy kontakt. Pomagał mi i zawsze mogłem na niego liczyć", wspomina ojciec chłopaka. Mężczyzna pochodzący z Chorzowa został brutalnie zamordowany w Świętochłowicach. 40-letni Grzegorz P. zwabił go pod pretekstem zakupu BMW, a później wyjął broń i strzelił mu w głowę. Oddał jeszcze dwa strzały w klatkę piersiową. Ciało, przy pomocy dwóch innych osób, wywiózł i spalił, chcąc zatrzeć ślady. Ukradł też samochód, by upozorować, że kupił go od Łukasza, a on sam "zniknął", ale żyje. Śledczy nie dali mu jednak wiary i po nitce do kłębka dotarli do sprawcy. "Łukasz uwielbiał samochody. To było jego hobby. Nie palił, nie pił", mówi ojciec Łukasza. Śmierć jego syna była dla niego wstrząsem.
Śląskie: Zabójstwo Łukasza było jak egzekucja. Wyrok sądu oburzył ojca. "Strata syna to ból niesamowity"
Dwa tygodnie przed śmiercią Łukasz chciał nabrać rodziców, że kolega z zagranicy przywiezie im słodycze. Tymczasem to on sam wrócił z pracy poza Polską, by zrobić niespodziankę tacie. "1 sierpnia rozmawialiśmy wieczorem. Był wesoły, pytał, jak mój pies Tygrys się ma. Mówił, że chce grilla z kolegami zrobić. W dniu 'zaginięcia' dzwonił jeszcze rano. Znowu chciał robić niespodziankę, bo nie przyznał się, że przyjedzie", opowiada Henryk Porwolik w rozmowie z "Super Expressem". Potem okazało się, że Łukasz miał sprzedać na osiedlu swój samochód. Ale zamiast niego, do Henryka zadzwonił kolega Arkadiusz, który powiadomił o zaginięciu jego syna. "To wszystko działo się tu, obok domu. Dostał trzy strzały, później włożyli go do pojemnika na śmieci i postawili przed dom. Adwokat mówił, żebym nie szedł oglądać ciała, bo do końca życia się z tym nie pogodzę", wspomina wstrząśnięty pan Henryk. Tylko DNA wskazało, że to syn mężczyzny. "Jego strata to niesamowity ból", mówi.
Śląskie: Zabójstwo Łukasza było jak egzekucja. Wyrok sądu oburzył ojca. Będzie apelacja
Grzegorz P. sfałszował umowę kupna samochodu, ale śledczy i tak dowiedli, że to on jest zabójcą Łukasza. "W maju 2019 roku pochowałem żonę, trzy miesiące później zabito Łukasza. Nie mam tu najbliższej rodziny. Przez pierwsze dni nie wychodziłem nigdzie. Gdyby nie mój piesek, nie wychodziłbym wcale, a tak to wiedziałem, że muszę go wyprowadzić. Najgorsze były noce", wspomina pan Henryk. W trakcie rozpraw sądowych siedział naprzeciwko mordercy Łukasza. Wyrok sądu, 25 lat więzienia dla Grzegorza P., oburzył ojca. "On powinien dostać dożywocie. Nie pogodzę się z tym do końca życia", mówi mężczyzna. Jego zdaniem, to było zaplanowane, wyrachowane zabójstwo.