O zdarzeniu pisaliśmy w marcu 2019 roku. Jak mówiła w rozmowie z nami Anna Siwek, szwagierka pana Krzysztofa, mężczyzna udał się na izbę przyjęć z krwawiącą nogą. - Krzysztof został odwieziony na izbę przyjęć przez mojego męża w poniedziałek rano. Z opuchniętą i siną nogą od kolana w dół wszedł na izbę o własnych siłach około 10.30. Został tam skierowany w trybie pilnym przez lekarza rodzinnego. Na skierowaniu było napisane, że problemem puchnięcia są naczynia. Wszystko wskazywało na zator, stan zagrażający życiu. Mimo to dostał kolor zielony z oczekiwaniem powyżej 4 godzin. Z nogi cały czas sączył się płyn z krwią. To co widać na zdjęciu powstało w ciągu zaledwie 15 minut. Takich śladów płynu pozostawił po sobie mnóstwo na całej izbie, w windzie, toalecie... Nikogo to nie zainteresowało - relacjonowała pani Anna.
Katowice: Pan Jan umierał w samotności. Karetka nie przyjechała na pomoc
Pan Krzysztof przez dziewięć godzin nie otrzymał żadnej pomocy ze strony lekarzy. Stan mężczyzny się pogarszał, cały czas tracił krew. Jego ciśnienie było coraz niższe. W końcu doszło do zapaści. Dopiero o godz. 19.20 lekarze ruszyli mężczyźnie z pomocą. Było za późno. 39-latek zwymiotował, potem stracił przytomność. Był kilkakrotnie reanimowany. Miał zostać przewieziony do szpitala w Chorzowie, ale zmarł, zanim przyjechała karetka.
Szpital w Sosnowcu wydał oświadczenie w tej sprawie. - W imieniu Sosnowieckiego Szpitala Miejskiego składam Rodzinie wyrazy szczerego współczucia i żalu z powodu zaistniałej tragedii. Przepraszam za to, iż nie spełniliśmy Państwa oczekiwań i nie uratowaliśmy życia naszemu pacjentowi. Jest mi niezmiernie przykro z tego powodu i jeszcze raz bardzo przepraszam. Obiecuję, że zrobimy wszystko by wyjaśnić w sposób jednoznaczny przyczyny śmierci - pisał prezes zarządu Dariusz Skłodowski.
Oto upadek polskiej służby zdrowia. Przerażające historie pacjentów i ich bliskich [GALERIA]
Półtora roku po tamtej tragedii lekarz Sławomir Ś. usłyszał zarzuty w tej sprawie. Prokuratura oskarża go o umyślne narażenie pacjenta na niebezpieczeństwo utraty życia oraz nieumyślne spowodowanie jego śmierci. Jak mówi Ireneusz Kunert z Prokuratury Regionalnej w Katowicach w rozmowie z Dziennikiem Zachodnim mężczyzna nie przyznaje się do winy. Sławomir Ś. może trafić do więzienia na okres od 3 miesięcy do 5 lat.