Gospodarstwo domowe można uznać za ubogie energetycznie, gdy nie stać go na sfinansowanie ogrzewania, ciepłej wody użytkowej, elektryczności, w takim wymiarze, w jakim powinno mieć dostęp do tych mediów, gdyż są za drogie, jak na możliwości finansowe takiego gospodarstwa. Z tym zjawiskiem w Polsce mamy do czynienia od dawna. Ubóstwo energetyczne w 2020 r. wzrosło w Polsce do 21,4 proc., czyli o ok. 14 proc. wobec 2019 r. (wg Polskiego Instytutu Ekonomicznego). W 2022 r. będzie większe za sprawą nie tylko wzrostu cen węgla, ale i jego ograniczonej podaży. Wg Izby Gospodarczej Sprzedawców Polskiego Węgla wskutek nałożenia embarga na węgiel z Rosji, na rynku zabraknie ok. 5 mln t dla sektora sektora komunalno-bytowym, czytaj: tzw. indywidualnych odbiorców. W brodę plują sobie teraz ci, którzy zdecydowali się pozostać przy ogrzewaniu węglowym zamieniając kopciuchy na nowoczesne kotły V klasy. Do nich zasypuje się wyłącznie tzw. ekogroszek, a teraz jego ceny tak pną się w górę, że strach pomyśleć dokąd dojdą na jesień.
Średnia cena zbliżająca się do 3 tys. zł za tonę to obecnie norma. Ekogroszki (na rynku jest ok. 40 jego sortymentów) zdrożały tylko od kwietnia nawet i o 680 zł. Jeśli zatem w listopadzie 2021 r. ceny na ekogroszek o tych samych parametrach krążyły wokół 1,5 tys. zł za tonę (a i tak podskoczyło o parę stówek w stosunku do września), to po ile będzie to paliwo w listopadzie 2022 r. Bogusław Ziętek, lider WZZ „Sierpień 80” prognozuje, że po 4 tys. zł. Związkowcy lubią przesadzać, więc możliwe jest, że ekogroszek będzie po 3,8 tys. zł. Problem w tym, czy nawet po takie cenie będzie go można kupić? Już teraz towaru często w składach węglowych „nie ma na stanie”.
Przy okazji postępującego kryzysu na rynku węgla komunalnego zaczęto mówić o tzw. błękitnym węglu, którego z 10 lat temu recepturę produkcji opracowali naukowcy z Instytutu Chemicznej Przeróbki Węgla w Zabrzu, a któryż to jest reklamowany jak „ekologiczny” w kilkudziesięciu punktach sprzedaży w Polsce. Chemicy stworzyli go z myślą o tych użytkownikach, którzy w gospodarstwach domowych nie mają kotłów V klasy, albo też palą w najzwyklejszych piecach kaflowych (jest ich jeszcze w kraju kilkaset tysięcy). Spala się bezdymnie błękitnym (stąd jego nazwa) płomieniem, daje niewiele cząstek stałych (smog się z nich tworzy), a jego wartość opałowa jest bardzo wysoka. No i cena również. Zawsze była wysoka. W cenie zbliżonej do ekogroszku. I cóż z tego, że spalając tonę Błękitnego Węgla (nazwa handlowa) w powietrze idzie o 40 kg mniej substancji toksycznych niż w przypadku spalania „zwykłego” węgla? Tona takiego paliwa, które i tak nie uratuje Polski przed unijną, polityczną dekarbonizacją, kosztuje tyle prawie, co ekogroszek, a i tak nie ma go obecnie w sprzedaży. Tona zwykłego węgla opałowego kosztuje obecnie ok. 1,8 tys. zł za tonę bez loko.
Nie straszymy, ale przewidujemy i oby były to chybione prognozy. W sezonie grzewczym 2022/23 ceny węgla dla gospodarstw domowych będą na takim poziomie, że części społeczeństwa nie będzie stać na zakup. Na zimę dla 2-pokojowego mieszkania w starym budownictwie, z piecami węglowymi, trzeba min. 4 t węgla. Czymś w takich przypadkach trzeba będzie węgiel zastąpić? Czym? Byle czym. Albo będzie jak za sanacji, gdy biedota węgiel kupowała na kilogramy, a nie na tony. Co zresztą już w Polsce jest praktykowane.