Do pożaru doszło w piątek wieczorem około godz. 20.00. W jednej chwili cały dorobek uległ spaleniu.- Mąż postawił dom sam od początku. Każda deska jest jego pracą. Sam własnymi rękoma zbudował. Krokwie stawiał - wspomina pani Agnieszka. - Tego wieczora wróciliśmy z warsztatu, który przylega do domu. Mąż jest stolarzem, robiliśmy klocki do jogi. Zrobiłam kolację. Syn zjadł wcześniej i poszedł do pokoju. My jeszcze siedzieliśmy przy herbacie i nagle słyszę trzask, bardzo głośny. Poszłam na górę zobaczyć, co się stało. Czy syn znów czegoś nie przeskrobał. On jednak też wyszedł, żeby zobaczyć, co się dzieje. Wyszłam piętro wyżej na strych. Odsłoniłam kotarę, a tam nie dało się wejść, bo już było duże zadymienie i płomienie. Krzyczę do męża, że się palimy. Zadzwoniłam na straż, a on próbował gasić. W sypialniach się strop palił. Zeszłam do głównej drogi, bo tu jest bardzo ciężki dojazd, by pokierować strażaków, gdzie mają jechać - opowiada Agnieszka Piecha (45 l.).
Na miejscu pracowało 13 jednostek straży pożarnej. Pierwsi byli strażacy z OSP z Pewli Wielkiej. Zabrakło im wody. Wszystko poszło z dymem. - Kiedy wróciłam pod dom już cały stał w płomieniach - dodaje kobieta.
Na dole w salonie były medale synów, udało się wygrzebać kilka z popiołów. Nietknięty został znaleziony różaniec z komunii Maćka (10 l.). Udało się znaleźć obrączkę męża. Co z domem? Teraz trzeba wszystko zrównać z ziemią i zbudować po raz kolejny dom. - Taki sam, jak ten poprzedni - mówi pani Agnieszka. Rodzina na szczęście wyszła bez szwanku. Koty i pies przeżyły. Kury, kaczki i daniele także. Niestety, nie udało się uratować świnki morskiej. - Cały dom był w drewnie, dlatego tak szybko spłonął. Cała kolekcja poroży, ale to nic. Najważniejsze, że my jesteśmy cali. I tym się cieszymy, Gdyby doszło do pożaru godzinę później, to nas, by już nie było. Ludzie gorsze tragedię przeżywają – mówi pan Sylwester.
Więził ministrantów i gwałcił w podziemiach kościoła. "Najgorzej było, kiedy chciałem mu uciec"
Mimo takiej tragedii rodzina Piechów nie traci nadziei, że będzie dobrze. - Dużo ludzi nam pomaga, sąsiedzi się zebrali. Było tu około 40 osób w sobotę. Pomagali nam sprzątać. Dzieci straciły wszystkie swoje rzeczy. Plecaki zostały z książkami spalone, zabawki całe wyposażenie. Najbardziej brakuje wszystkich pamiątek rodzinnych i zdjęć, świętych obrazów. Ale zostało to, co najważniejsze - rodzina. Co Cię nie zabije to Cię wzmocni - dodaje kobieta. Sąsiad udostępnił rodzinie swój dom na czas odbudowy. Muszą teraz w nim zrobić centralne ogrzewanie i przygotować go do zamieszkania. Przez znajomych została utworzona zbiórka na odbudowę domu. Pieniądze będącej w potrzebie rodzinie można przekazać TUTAJ!
Zobacz także: Szokujący pościg w Siemianowicach Śląskich. Rozbili samochód i zostawili dziecko! Szok