Ogień wybuchł 12 listopada wieczorem, po godz. 20 i błyskawicznie zajmował kolejne pomieszczenia drewnianego domu w Pewli Wielkiej. Nieświadoma płomieni szalejących na górze Agnieszka Piecha (45 l.) siedziała w kuchni z mężem Sylwestrem (43 l.). Pili herbatę, rozmawiali po pracowitym dniu. Nagle rozległ się głośny trzask. Kobieta pobiegła na piętro do pokoju syna, przekonana, że coś przeskrobał. Wtedy zobaczyła dym wydobywający się zza kotary zasłaniającej wejście na poddasze. Nie dało się tam dostać, buchnął ogień. Chwilę płomienie objęły cały dom. Piechowie stracili wszystko. Później w zgliszczach znaleźli znak – nietknięty różaniec, który syn Maciek (10 l.) dostał na I komunii.
Stracili dom w pożarze. Ocalił ich różaniec? "Był nietknięty"
Sylwester jest stolarzem, sam postawił ten dom. 12 listopada br. wrócił do domu ze znajdującego się obok mieszkania warsztatu. Niedługo potem ten jego wypieszczony dom z warsztatem w Pewli Wielkiej przestał istnieć. Nie pomogło 13 wozów strażackich, które pokonały trudną górską drogę w Beskidzie Makowskim, by dotrzeć do Piechów.
Zobacz także: Pożar w Katowicach! Potężna chmura dymu nad miastem. Gigantyczne utrudnienia na kolei
Przeżyli dramat, stracili wyposażenie domu, ubrania, podręczniki synów, cenną kolekcję poroży.
– Najbardziej brakuje mi pamiątek rodzinnych i zdjęć – mówi pani Agnieszka. Na szczęście przeżyły koty i pies, kury, kaczki i daniele. Nie udało się uratować świnki morskiej.
Przeszukując zgliszcza, znaleźli różaniec Maćka (10 l.). Ten nietknięty przez ogień różaniec wzmocnił ich wiarę w to, że Opatrzność jednak nad nimi czuwała. – Gdyby pożar wybuchł w czasie snu, już by nas nie było – stwierdza Sylwester. Podjęli decyzję, że odbudują dom. – Mąż będzie go znów stawiał – mówi Agnieszka Piecha. – Najważniejsze, że jesteśmy cali. Ludzie gorsze tragedie przeżywają – dodaje pan Sylwester.
Rodzinie z Pewli Śląskiej można pomóc. Trwa zbiórka na odbudowę domu. Link TUTAJ.