Przemierzył autem jakieś 25 tys. km, wydał duże pieniądze, nawet stracił pracę. Jednak radość z odnalezienia Niuni wynagrodziła to wszystko.
Niunia wpadła w panikę, gdy w Nowy Rok w jej ogródku wybuchła petarda. - Był taki huk, że po myślałem: "wybuchła butla z gazem" - wspomina pan Grzegorz, właściciel. - Niunia zwiała. Potem zobaczyłem nagranie z naszego monitoringu. 30 metrów przebiegła w cztery sekundy - dodaje.
Niunia zniknęła w mrokach rozświetlanej petardami nocy. - Siedem minut po północy już siedziałem w aucie, próbowałem ją znaleźć. Nigdzie jej nie było - opowiada pan Grzegorz.
Pan Grzegorz i jego żona Katarzyna rozkleili kilkaset ulotek. Wykorzystywali media społecznościowe. Sprawdzali każdy sygnał o czarnym psiaku. - Robiłem dziennie nawet 700 kilometrów. Zjeździłem śląskie, opolskie i pobliskie Czechy - wspomina.
Wreszcie przyszła wiadomość z Zakrzowa w opolskim.
- Pani Agnieszka jeździła konno, gdy zobaczyła psa podobnego do naszego. Pojechaliśmy tam. Było już ciemno. Przyszedł też szukać kilkulatek Olaf. Świecił w zarośla latarką i nagle mówi: "O, co to za piesek". Zawołałem ją, a ona od razu przybiegła. Tak machnęła ogonem, że straciłem równowagę. To była Niunia. Krzyknąłem: "Mamy ją" i uniosłem ręce w górę. Tej radości nigdy nie zapomnę - cieszy się właściciel.
Polecany artykuł: