Kilka dni temu, gdy spotkaliśmy go na proteście w Katowicach, był przejęty. Martwił się o syna. Teraz jest mu już łatwiej. - Pozbyłem się stresu. Zrozumiałem, że w wojsku ukraińskim w narodzie jest funkcjonuje takie słowo rosyjskie "kuraż" - mówi Andrij. I próbuje wytłumaczyć, co ma na myśli. Puszcza podniosłą, trochę rockową piosenkę z ludowymi elementami, która powstała w 2014 roku, kiedy Ukraina została po raz pierwszy została zaatakowana przez Rosjan. - Ta pieśń powstała w momencie dużego zagrożenia. Ona jest nie tylko motywująca, ale także trochę groźna, pełna zmartwienia - opisuje Andrij. Potem dowiadujemy się, że chodzi o utwór "Miecz Areja" autorstwa zespołu Cień Słońca. Tekst nawiązuje do mitologii słowiańskiej.
Grzmi Niebo – i trzęsie się Ziemia.
Miecz Areja wyprowadzi Ruś z niewoli.
Na Ukrainie niech sczeźnie wróg,
Miecz Areja odda nam chorągiew ojców!
Po chwili Andrij puszcza kolejny utwór. Tym razem jest wesoło, dynamicznie. "Teledysk" do piosenki pokazuje pozostawione przez Rosjan czołgi i pojazdy. - Nie ma Moskala! - brzmi refren. - Słyszycie, że w tej piosence jest humor, polot - dodaje 50-latek.
Czytaj koniecznie: Uciekli z Charkowa, nim rozpętało się piekło. 10-letnia Arina: "Chcę, by moja rodzina mogła żyć"
Andrij próbuje pokazać, jaka przemiana nastąpiła na Ukrainie. W 2014 roku była smuta, przygnębienie, poczucie zagrożenia. Osiem lat później, mimo, że bomby rozrywają na strzępy budynki w największych miastach, nastrój jest inny. Jest mobilizacja, wola walki, chęć pognębienia "Moskali", którzy śmieli uderzyć w sąsiada na rozkaz Putina. - Straszyli, że armia Rosji jest drugą armią świata. Potęgą - mówi trochę prześmiewczo Ukrainiec.
Jego syn zgłosił się do ukraińskiej obrony terytorialnej. - Został pomagać. Chciał zrobić cokolwiek w obronie Ukrainy - mówi Andrij. Jego syn ma tak samo na imię. Andrij junior pracował w Czechach, Polsce, potem wrócił na Ukrainę. Gdy doszło do agresji, wstąpił do wojska. Andrij senior namawiał Andrija juniora, by to zrobił. - Jestem dumny, że syn chce walczyć. Ja bardzo "kocham" Rosję - mówi z przekąsem. Jego zdaniem sąsiad, choć potężny, nie ma szans. - Ludzie są rozzłoszczeni! Mówią "chodźcie, my Wam pokażemy - opowiada.
Zobacz koniecznie: Szykował zamach na prezydenta Zełenskiego. Dopadli go Ukraińcy. Szlochał jak dziecko. Wojna na Ukrainie
W 2014 roku Andrij senior mieszkał w Nikopolu nad Dnieprem w obwodzie dniepropietrowskim. zbierał pieniądze i pomoc rzeczową dla wojska. - Nie było nic - wspomina. - Najbardziej potrzebne były kamizelki kuloodporne. Ja wtedy rozmawiałem z moim kolegą, który nazywa się Oleg. Sprzedawał kamizelki po 100, 150 hrywien. Pytał, czego potrzebujemy. "Byle co" odpowiadałem. Oni trzymali granaty i naboje w kieszeniach. Potrzeba było kamizelek między innymi do tego, żeby mieli gdzie trzymać broń - opowiada 50-latek.
Czytaj także: Ksenia nie chce, by słyszeli jak płacze. Jej ciężko chory ojciec utknął w ukraińskim piekle. Historia tej rodziny łamie serce
Andrij przyjechał do Polski pierwszy raz w październiku 2017 roku. Mieszka tu z drugą żoną Valerią (36 l.) i synkiem Bogdanem (7 l.). Ukrainiec znalazł pracę przy budowie na stałe. W kolejnym roku ściągnął bliskich. - Na Ukrainie było w porządku. Miałem pracę, były pieniądze. Ale nie zgadzałem się z działaniami rządu i poprzedniego prezydenta, Petro Poroszenki. Nie mówię, że robił coś złego. Ale państwo nie wprowadzało stanu wojennego, choć wojska rosyjskie były już pod Iłowajskiem. Z jednej strony wojsko i naród walczyły, a z drugiej państwo... udawało, że walczyło. Państwo wymagało reform. Ale ciągle słyszałem wymówki - opowiada.
Zobacz koniecznie: Charków: Szpital dziecięcy zbombardowany. Rośnie liczba ofiar. Wideo przeraża! Wojna na Ukrainie
50-latek kontaktuje się z synem. Mówi, że Andrij junior jest w Nikopolu i na razie jest tam względny spokój, choć w mieście jest problem z dostępem do jedzenia i paliwa. Ukraińcy łapią dywersantów. Malują oni budynki farbami fluorescencyjnymi, żeby w nocy rosyjskie wojsko mogło się lepiej orientować w terenie.