W specjalnych, bo aparatom nie zaszkodzi ani mróz, ani słota, ani letnie upały. Na wszelki wypadek szafki są obserwowane i gdyby jakiś „dowcipniś” połaszczył się na aparaty (kosztują parę tysięcy złotych za sztukę), to go mundurowi zagarną błyskawicznie. Gmina docelowo chce, by w każdym sołectwie był dostępy AED. A co ten skrót oznacza? Automatyczny Elektryczny Defibrylator (automated external defibrillator). Do czego służy? W tzw. NZK (nagłym zatrzymaniu krążenia) impulsy prądu stałego podawane z AED przez elektrody do serca pacjenta powodują do powrót normalnego rytmu mięśnia sercowego, czyli 60-90 uderzeń na minutę. Obsługa defibrylatora jest banalnie prosta i nie należy jej się bać. Prosta, bo instrukcja obrazkowa wyjaśnia, gdzie obsługujący urządzenie ma przylepić elektrody. Potem defibrylator wydaje głosowe komendy: co, jak i kiedy. Stwierdzając lapidarnie: AED prowadzi obsługującego za rękę.
– Poszkodowany dotknięty NZK ma tylko 10 minut na to, aby otrzymać pomoc niezbędną do przeżycia, przy czym defibrylacja powinna być przeprowadzona w przeciągu trzech pierwszych minut. W warunkach poza-szpitalnych nie ma szans na to aby pomoc medyczna dotarła do kogokolwiek w tak krótkim czasie – tłumaczy Michał Kucap, ratownik medyczny Wojewódzkiego Pogotowia Ratunkowego w Katowicach. NZK zabija w Polsce CODZIENNIE 95 osób. Warto wiedzieć, że bez defibrylatora szansa na przeżycie NZK wynosi mniej niż 7 proc. Większość z osób, które umierają każdego dnia, można byłoby uratować, gdyby w pobliżu był defibrylator.