Tajemnicza śmierć Mariusza z Dąbrowy Górniczej. Zaginiony 45-latek nie żyje
- Gdyby nie ludzie, którzy pomogli mi nagłośnić sprawę, nigdy nie odnalazłabym mojego taty ponieważ zostałby najprawdopodobniej pochowanym jako NN. Poświęcilibyśmy całe życie, żeby go odnaleźć... – mówi w rozmowie z Super Expressem córka mężczyzny Kornelia. To ona wraz z mamą i młodszym bratem zrobili wszystko, by odnaleźć tatę.
Co stało się z mężczyzną?
W całej sprawie jest wiele niewiadomych. Udało nam się ustalić jednak, kilka istotnych faktów.
Tuż po tym, jak rodzina Mariusza opublikowała post, zgłosiły się do nich kobiety prowadzące grupę poszukującą osób zaginionych. W ciągu jednego dnia zmobilizowały ludzi i zaczęły badać sprawę. W tym czasie zgłosił się do rodziny także bezpośredni świadek – ratownik. Mężczyzna rozpoznał tatę pani Korneli po charakterystycznym tatuażu jaki miał na przed ramieniu. To była cenna informacja. Rodzina dowiedziała się, do którego szpitala trafił pan Mariusz. To był zwrot w tej bardzo trudnej sytuacji. Rodzina miała jakiś punkt zaczepienia. Okazuje się jednak, że pan Mariusz do szpitala trafił jako NN. W takim przypadku, identyfikacja jest możliwa w asyście policji.
Czytaj również: Znaleziono zwłoki zaginionego Mateusza? Padają mocne oskarżenia, na jaw wychodzą nowe fakty!
Polecany artykuł:
- Poinformowaliśmy o tym fakcie policję, jednak po 15 minutach do nas oddzwonili, że to nie mój tata! Kolejnego dnia mieliśmy kolejne zgłoszenia, że tata trafił do szpitala górniczego w Sosnowcu. Policja nic nie zrobiła, dopiero gdy sprawa nabrała medialnego rozpędu, przyjrzano jej się bliżej – twierdzi córka pana Mariusza.
Sprawdziliśmy. Mężczyzna rzeczywiście trafił do Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego im. św. Barbary w Sosnowcu.
- Mężczyzna trafił do nas na szpitalny oddział ratunkowy 20 sierpnia o godzinie 6:12,jako NN. Później został przeniesiony na oddział neurologiczny – przekazał nam Tomasz Świerkot, rzecznik WSS w Sosnowcu.
Przeczytaj koniecznie: Pijana matka z czwórką dzieci w aucie staranowała ogrodzenie! Szokujący wypadek koło Rybnika
Pan Mariusz trafił do szpitala z poważnym urazem głowy. Niestety, obrażenia były tak rozległe, że mężczyzna zmarł. O tym, że istnieje zagrożenia życia i sprawa jest poważna, rodzina informowała policję od samego początku. O tym, że mężczyzna może mieć uraz głowy, córka pana Mariusza dowiedziała się od pani sprzątającej w bloku. Jak zapewnia Tomasz Świerkot, w przypadku zgonu osoby NN placówka utrzymuje stały kontakt z policją.
- Z kolei odwiedziny osób chorych, co do których podejrzewa się, że są osobami zaginionymi, odbywają się wraz z rodziną w asyście policji – dodaje. Jak całą sprawę widzą dąbrowscy stróże prawa?
DALSZA CZĘŚĆ TEKSTU POD WIDEO
- Żona pana Bilińskiego zadzwoniła do nas na komendę z informacją, że ratownik ze szpitala w Sosnowcu rozpoznał jej męża. Policjanci zadzwonili do placówki, by zapytać, czy znajduje się w niej mężczyzna o nieustalonej tożsamości. Pracująca tam kobieta przekazała, że taki mężczyzna znajduje się na oddziale neurochirurgii. Policjant poprosił kobietę, aby sprawdziła, czy ma on charakterystyczny tatuaż na przedramieniu. Dostaliśmy informację, że nie ma żadnego tatuażu na żadnej z rąk. Dlatego policjant oddzwonił do małżonki z informacją, że to nie ten mężczyzna. Policjanci pojechali do Sosnowca tego samego dnia, żeby sprawdzić, czy to ten mężczyzna. Rozmawiali z kobietą, z którą wcześniej kontaktowali się telefonicznie. Okazało się, że sprawdziła ona mężczyznę, który żyje. Najprawdopodobniej wówczas, kiedy policjant dzwonił do placówki, pan Biliński już nie żył, o czym kobieta nie widziała - mówi Marcin Kasprzyk, zastępca rzecznika prasowego policji w Dąbrowie Górniczej.
Przeczytaj również: Bliscy pożegnają 40-letniego Piotra. Górnik zginął w kopalni Knurów-Szczygłowice
W środę 24 sierpnia 6 dni po zaginięciu i 5 dni po zgłoszeniu zaginięcia, a także 3 dni po informacji od ratowników medycznych, że mężczyzna trafił do szpitala urazowego w Sosnowcu, i niestety 4 dni po śmierci mężczyzny, policjanci zadzwonili do rodziny, prosząc mamę pani Kornelii o stawienie się na komendzie.
- Zadzwonił policjant i poprosił mamę, żeby przyjechała na komendę. Razem pojechali do szpitala św. Barbary w Sosnowcu, gdzie mama zidentyfikowała tatę. Niestety, okazało się, że nie żyje – mówi pani Kornelia. Rodzina nie kryje swojej złości.
Czytaj również: Nurek znalazł w Odrze ludzkie szczątki w aucie. Leżały tam 17 lat. W końcu prawda wyszła na jaw
- Dostaliśmy informacje od policji ze szpitale zostały sprawdzone i w żadnym nie było mojego taty – dodaje kobieta.
- Dzień wcześniej, kiedy dzwoniła pani Bilińska, prosektorium było już zamknięte. Dlatego następnego dnia policjanci z samego rana pojechali tam wraz z rodziną – twierdzi z kolei Kasprzyk.
Dopytujemy: Czy nie wie pan, kiedy nastąpiła identyfikacja zwłok pana Mariusza z udziałem policjantów?
- Oni już tych dat nie pamiętają – twierdzi zastępca rzecznika.
Sprawą zaginięcia Mariusza Bilińskiego, a także jego śmierci bada Prokuratura Rejonowa w Dąbrowie Górniczej.
- Prowadzimy postępowanie w sprawie nieumyślnego spowodowania śmierci tj. art. 155 Kodeksu Karnego ze względu na dobro prowadzonego śledztwa, nie mogę udzielić więcej informacji – przekazała w rozmowie z SE.pl szefowa dąbrowskiej prokuratury, prok. Katarzyna Pietraszek-Rybak.
Dlaczego mężczyzna miał uraz głowy, co się wydarzyło wcześniej, czy ustalono osobę bądź osoby odpowiedzialne za śmierć mężczyzny i czy znane są wyniki sekcji zwłok. Te pytania ponownie skierowaliśmy do prokuratury.
- Nie mogę przekazać tych informacji, z uwagi na dobro śledztwa – ucina krótko prokurator Pietraszek-Rybak.
W czwartek 1 września, w Dąbrowie Górniczej odbył się pogrzeb 45-latka.