Monika Wilgorska-Stanewicz zaginęła 9 lipca. Kobieta od dwóch lat była w związku z Mariuszem, 39-letni przedsiębiorcą ze Śląska. Była to relacja bardzo burzliwa, co pokazuje wyemitowany w Polsacie materiał "Interwencji". Monika pisała w swoim pamiętniku, jak wyglądały dni spędzone u boku Mariusza. - Bywało, że byłeś bliski, by mnie zabić. Trzymałeś moją głowę chcąc skręcić mi kark. Siadałeś na mnie okrakiem i w moim własnym domu dusiłeś mnie, wylewałeś piwo na głowę, musiałam z córką uciekać z własnego domu - czytamy w jednym z wpisów w pamiętniku. Para wielokrotnie się rozstawała. W czerwcu 42-letnia kobieta zabrała swoje rzeczy i w asyście policji opuściła dom w Jaworzniku, gdzie mieszka Mariusz. Kobieta kilka dni później wróciła jednak na Śląsk. Miała zabrać swoje rzeczy i wrócić do siostry zamieszkałej w woj. kujawsko-pomorskim. Nigdy tam jednak nie dotarła. Jej samochód znaleziono w pięć dni po zaginięciu w stawie. Ktoś próbował zatrzeć ślady, ale zrobił to nieudolnie. Tymczasem kobieta od dwóch miesięcy nie daje znaku życia. Jedną z osób, która zdaniem bliskich Moniki mogła mieć związek ze zniknięciem 42-latki, był jej partner.
Mężczyzna jednak odpiera zarzuty. W rozmowie z "Faktem" 39-latek twierdzi, że rozstał się z Moniką feralnego dnia na stacji benzynowej w Zawierciu. Potem miał wrócić pieszo do domu, a 42-latka "pojechała załatwić jeszcze swoje sprawy". Ślad po niej jednak zaginął. - Moje życie runęło w gruzach. Jestem wrakiem człowieka. Rozstawaliśmy się nieraz, takie sytuacje zdarzają się w każdym związku. Monika chciała do mnie wrócić, mieliśmy zacząć wszystko od nowa - opowiada "Faktowi" Mariusz. Policjanci zatrzymali mężczyznę, ale musieli go wypuścić w związku z brakiem dowodów na to, że miał coś wspólnego z zaginięciem kobiety. Prokuratura informuje, że śledztwo jest wielowątkowe. Możliwe, że osoby mające jakąkolwiek wiedzę na temat zaginięcia Moniki, zostaną przebadane wariografem. Siostra Moniki szuka świadków na własną rękę. Dorota utworzyła zrzutkę w sieci.
Polecany artykuł: