Pyskowice. Tosia zmarła u fryzjera

i

Autor: kaz

Tosia wisiała na lince i konała w męczarniach u fryzjera. Właściciel załamany! "Rozkleiłem się totalnie"

2021-06-15 10:49

Ta sprawa wywołała ogromne poruszenie. Pan Igor (42 l.) przekazał psa Tosię swoi rodzicom, którzy zawieźli ją do groomera. Psi fryzjer miał się nią zająć jak należy, ale psinka w trakcie wizyty... zmarła! Jak się okazało, Tosia była przymocowana linką za obrożę do sufitu. Spadła ze stolika i zawisła w powietrzu. Konała w męczarniach, gdy fryzjer poszedł do łazienki. Sprawę wyjaśnia policja. Właściciel Tosi będzie żądał zadośćuczynienia za śmierć ukochanego pupila.

Mateusz Borek ZAŁAMANY po meczu ze Słowacją...

Do zdarzenia doszło 7 czerwca około godziny 8.30  Rodzice pana Igora zawieźli psa do groomera na czesanie i strzyżenie. Z usług fryzjera korzystali co jakiś czas. Zakład mieścił się w Pyskowicach. Zostawili tam pieska i pojechali do domu. - Tata zapytał, czy ma zostać przy nim, pomógł jeszcze wsadzić go na stół i pojechali do domu. Wszystko miało trwać około trzech godzin - mówi nam pan Igor (42 l.). - Po około 40 minutach mama odebrała telefon i usłyszała, że Tosia nie żyje. Przekazał jej, że zostawił ją na stole przypiętą linką do sufitu, gdzie był hak. Ta linka była do obroży. Mówił, że wyszedł do toalety. Powiedział, że wydarzył się wypadek, że jak wrócił, to Tośka wisiała na tej lince, a on próbował ją reanimować. Nie dało się nic zrobić - opisuje.

Pan Igor podjechał na komisariat w Pyskowicach. Po rozmowach z policjantami pojechali z nim do groomera. Policjanci zrobili na miejscu zdjęcia i spisali zeznania fryzjera. - Kiedy zobaczyłem Tośkę, wybuchłem, rozkleiłem się totalnie, nie byłem w stanie powiedzieć ani słowa. Mama prosiła, żebym porobił zdjęcia to nawet nie mogłem tego zrobić. Musiałem stamtąd wyjść. Zabraliśmy psa duży koc i pojechaliśmy na komisariat, żeby złożyć zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa poprzez rażące zaniedbanie i doprowadzenie do śmierci psa. Policjant, który to przyjmował, mimo zrozumienia powiedział, że może być ciężko z urzędu to podciągnąć, ponieważ ustawa o ochronie zwierząt nie przewiduje nieumyślnego spowodowania śmierci - dodaje pan Igor.

Pan Igor dał groomerowi tydzień, aby podjął jakiś krok w kierunku zadośćuczynienia. Ale nic takiego się nie stało. Umieścił post na Facebooku, po którym pojawiła się lawina komentarzy na temat pracy pyskowickiego zakładu. Pojawiły się informacje o tym, że psy miały zacięcia. Jeden z pupili miał ponoć połamane żebra. - Zrobiliśmy sekcję psa. Jak zaczęliśmy rozmawiać z ludźmi, to okazało się, że były skargi na zakład, że podają środki uspokajające. Nam się od razu lampka zaświeciła i zawieźliśmy psa do autopsji. Wyniki przyszły i okazało się, że pies się udusił. Konała w mękach ta Tośka nasza. Nie chce mi się wierzyć, że on tego nie słyszał. Przecież, jak taki wielki pies się powiesi to narobi rabanu, to by było słychać. Olbrzymi pies, ona ważyła 50 kg. I tak szczerze mówiąc powątpiewam w tę wersję, którą on przedstawia. Wysłaliśmy organy do Puław, żeby zrobili toksykologię. Chcemy mieć pewność, czy ona nie miała czegoś podanego. W tym tygodniu mają być wyniki. - dodaje właściciel Tosi.

Pan Igor żałuje, ze oddał psa w ręce tego groomera. Twierdzi, że pies powinien mieć szelki zabezpieczające, a nie kawałek linki przymocowany do sufitu.

Tośka była psem moskiewskim stróżującym, potocznie zwanym bernardynem. Wychowywała się z Benkiem, który ma ok. 2,5 roku. Jej psi przyjaciel piszczy w nocy. Nie wie, co się dzieje. Tymczasowo właściciele zawieźli go do rodziców. - Tosia była bardzo pogodna, taki ciapek. Zawsze uśmiechnięta i szczęśliwa. Uwielbiała spacerki nad wodą - wspomina 42-latek. - Chciałbym, żeby ten człowiek zajął się czymś innym. Nie miał kontaktu ze zwierzętami, niech np. skręca długopisy. Zależy mi najbardziej na rym, żeby był usunięty z zawodu i zadośćuczynienie musi nam zrobić - kończy.

Sprawą śmierci psa zajmuje się policja w Pyskowicach. Pan Igor będzie żądał zadośćuczynienia przed sądem.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki