Historię mieszkanki Tychów, dla której weekendowy wyjazd w Tatry zakończył się bolesnymi wspomnieniami, opisuje obszernie Wirtualna Polska. 60-letnia kobieta trafiła pod opiekę lekarzy po wypadku, którego doznała podczas pobytu w Zakopanem jesienią 2023 roku. Pani Halina poślizgnęła się na mokrych od deszczu kamieniach i tak niefortunnie upadła, że złamała kość piszczelową. Kobieta trafiła do szpitala. Konieczna była natychmiastowa operacja.
Gdy pacjentka obudziła się po zabiegu, przeżyła szok. Podczas zmiany opatrunku dowiedziała się, że ma dotkliwie poparzoną nogę. Jak tłumaczył lekarz "nastąpił samozapłon".
- Znowu zrobiłam wielkie oczy. Nie docierało do mnie, co mówi - mówi pani Halina w rozmowie z dziennikarzami Wirtualnej Polski.
Jak się okazało, podczas procedury zamykania naczyń krwionośnych, zapalił się płyn dezynfekcyjny. Poparzona została skóra podudzia, około 8 procent powierzchni ciała.
Poszkodowaną pacjentkę czekała kolejna operacja. Tym razem przeszczep skóry w szpitalu w Krakowie.
To jednak nie koniec problemów, gdyż kobieta ubiega się o odszkodowanie. Jak na razie bezskutecznie. Ubezpieczyciel odmówił wypłaty odszkodowania, tłumacząc, że nie doszło do popełnienia błędu medycznego.
- Kolejny szok i absurd, który trudno przetrawić - mówiła w rozmowie z WP.pl rozgoryczona kobieta. - Wyrządzono mi krzywdę, a usłyszałam, że nic takiego się nie stało. Dlatego będę walczyć o sprawiedliwość - zapowiadała.
Po wielu miesiącach długiej walki ubezpieczyciel zmienił zdanie i uznał roszczenia pani Haliny. Nie wiadomo jednak czy wypłaci jej tyle, ile oczekuje, czyli 345 tysięcy złotych.
Panią Halinę czeka zatem jeszcze nie tylko długa rehabilitacja, ale być może walka z ubezpieczycielem na sali sądowej. Kobieta zapewnia jednak, że jest tego świadoma.
Żródło: WP.pl