Tragedia pod Rysami wydarzyła się w styczniu 2003 roku. Mirosław Sz., nauczyciel geografii w jednej ze szkół w Tychach, wybrał się z grupą młodzieży w Tatry. Mężczyzna nie miał żadnych uprawnień do prowadzenia takich wycieczek, ale już wcześniej zabierał uczniów na podobne wyprawy. Tym razem mieli zdobyć Rysy. Mirosław Sz. jeszcze w schronisku rozmawiał na ten temat z ratownikiem TOPR Władysławem Cywińskim, którzy przestrzegał go, że młodzież nie jest odpowiednio przygotowana do wyjścia w góry. Nauczyciel postawił jednak na swoim. Dokładnie 27 stycznia pierwsza grupa, licząca 21 osób, weszła na szczyt. Dzień później to samo miała uczyć druga, 13-osobowa ekipa z samym nauczycielem na czele. Niestety, 28 stycznia około godz. 11:00 zeszła potężna lawina. Masa śnieżna porwała dziewięć osób. Mirosław Sz. i trzech innych uczestników mieli szczęście, nie odnieśli żadnych obrażeń. W przypadku pozostałych rozpoczęła się dramatyczna walka z czasem. Ratownicy ruszyli na poszukiwania.
Zobacz również: Wściekłe psy rozerwały na strzępy medalistów! Horror w Wielkopolsce
TOPR-owcy dotarli najpierw do Luizy, uczennicy tyskiego liceum. Dziewczyna miała złamaną rękę, ale żyła. Potem udało się odnaleźć 18-letniego Przemka. Chłopak nie oddychał, rozpoczęto resuscytację. Niestety, po 10 dniach 18-latek zmarł w szpitalu. Ratownikom udało się jeszcze dotrzeć do 22-letniego Łukasza, studenta biorącego udział w wycieczce. Chłopak zginął na miejscu. Akcja ratunkowa napotkała trudności. Warunki pogodowe były fatalne. Dodatkowo śmigłowiec TOPR uległ awarii. Poszukiwania wznawiano, ale bez rezultatu. Akcję ostatecznie zawieszono. Wiosną ratownicy dotarli do ciał pozostałych ofiar. Lawina, która zeszła prawie spod szczytu Rysów w kierunku Czarnego Stawu, zabiła łącznie osiem osób. Prócz Łukasza i Przemka zginęli Szymon (17 l.), Andrzej (16 l.), Justyna (16 l.), Ewa (17 l.), Artur (18 l.) i Tomasz (36 l.), drugi opiekun.
Tragedia pod Rysami. Zobacz archiwalne zdjęcia
Tragedia pod Rysami. Proces Mirosława Sz.
W 2004 roku przed sądem w Katowicach roku rozpoczął się proces Mirosława Sz. Mężczyzna odpowiadał za nieumyślne sprowadzenie zagrożenia. Zarzucono mu, że nie miał uprawnień do organizacji takiej wyprawy, nie wynajął przewodnika górskiego, nie wziął pod uwagę pogarszających się warunków atmosferycznych, zaś grupa, która zmierzała na szczyt, była zbyt liczna i nieprzygotowana. Sz. usłyszał wyrok roku więzienia w zawieszeniu na trzy lata. Sprawę skierowano dalej do Sądu Apelacyjnego w Katowicach. Ten skazał geografa dwa lata więzienia w zawieszeniu na cztery lata. Uznano jednocześnie, że lawina zeszła samoistnie, a sam nauczyciel nieświadomie sprowadził zagrożenie na idących z nim uczniów.
Zobacz również: Wojna na Ukrainie. Gen. Polko przedstawia możliwe scenariusze. Skąd uderzyliby Rosjanie?
W 2016 roku ojciec dwóch ofiar zdecydował się na pozew cywilny przeciwko Urzędowi Miasta w Tychach, Mirosławowi Sz. oraz szkolnemu klubowi sportowemu i zażądał 700 tys. złotych zadośćuczynienia. Sąd Okręgowy w Katowicach orzekł na jego rzecz 140 tys. złotych, które musiał zapłacić nauczyciel. Sąd Apelacyjny w Katowicach utrzymał w mocy kwotę zadośćuczynienia, wyłączając z całej sprawy klub sportowy. Uczniowie Mirosława Sz. stworzyli zbiórkę na rzecz nauczyciela, dzięki której udało się zebrać te środki i odsetki. - Każdy kto zna Pana Mirosława Sz. wie, że to wspaniały człowiek, kochający góry i chętny do pomocy każdemu. Świetny nauczyciel z pasją, którą zarażał młodych ludzi - tłumaczyli swoją decyzję uczniowie.
Mieszkańcy Tychów co roku pamiętają o ofiarach lawiny pod Rysami. Co roku pod pamiątkową tablicą palą znicze i składają kwiaty.