Potężna eksplozja w bloku w Tychach. Sąsiedzi stawiają wstrząsającą hipotezę
Do silnego wybuchu gazu doszło w Poniedziałek Wielkanocny (1 kwietnia) ok. godz. 9:30 w siedmiokondygnacyjnym bloku z pięcioma klatkami schodowymi, znajdującym się przy ul. Darwina w Tychach. Wybuch nastąpił w lokalu na parterze klatki schodowej nr 4. Wezwani strażacy ewakuowali stamtąd ponad 20 osób; mieszkania czasowo opuszczali też lokatorzy z sąsiednich klatek. We wtorek, 2 kwietnia, na specjalnie zwołanej konferencji prasowej, bryg. Wojciech Rapka, komendant miejski PSP w Tychach, jednoznacznie potwierdził, że eksplozję spowodował wybuch gazu w pomieszczeniu kuchennym. Nie wiadomo jednak, czy doszło do nieszczęśliwego wypadku, czy celowego rozszczelnienia instalacji - to jest przedmiotem badań służb pod nadzorem prokuratury.
Nowe światło na sprawę rzucają jednak sąsiedzi najciężej rannego w wybuchu mieszkańca, Szymona L. (27 l.). Mężczyzna z ogromnymi poparzeniami walczy o życie w szpitalu. Siła eksplozji wyrzuciła jego ciało przed blok. Sąsiedzi 27-latka w rozmowie z "Super Expressem" mówią, że od dawna nie mieli z nim lekko.
- Często robił burdy na klatce, głośno się zachowywał. Tu wszyscy wiedzieli, że ma problem z jakimiś narkotykami - mówią.
Okoliczni mieszkańcy rzucają także podejrzenie na to, jak mogło dojść do samego wybuchu.
- Słyszeliśmy, że on miał odkręcić gaz w kuchni i zapalić w oknie papierosa. Wtedy wszystko wybuchło - słyszymy. Hipoteza sąsiadów nie jest jednak potwierdzona przez służby, które nie podały jeszcze oficjalnego komunikatu w sprawie okoliczności eksplozji.
- On miał napisać list pożegnalny do swojej siostry - mówią ci, którzy w okolicy mieszkają od bardzo dawna.