Trzymał w ogródku krokodyle nilowe. Śmierć serwali tłumaczył kocim AIDS
Niecodziennego odkrycia dokonali policjanci w maju 2023 roku w Sosnowieckiej-Pogoni. Gady znajdowały się w przybudówce do garażu. W basenie znajdował się żywy i martwy krokodyl. Ten, którego udało się uratować trafił do poznańskiego zoo. Mężczyznę oskarżono o znęcanie się nad zwierzętami, a także posiadania i przetrzymywania żywych zwierząt gatunków niebezpiecznych.
Od kwietnia ubiegłego roku przed Sądem Rejonowym w Sosnowcu, toczy się proces Jerzego K., który kiedyś miał zarejestrowany cyrk. To trwało do czasu kiedy polskie prawo zezwalało na posiadanie krokodyli. Czyli do 2008 roku. Po zmianie przepisów, właściciele krokodyli mieli rok na przekazanie zwierząt do ogrodu zoologicznego. Jak pisze "Fakt", zdaniem prokuratury, mężczyzna handlował krokodylami nilowymi do czasu zmiany przepisów. Przed sądem oskarżony Jerzy K. składał obszerne wyjaśnienia. Mężczyzna miał kupi jednego z serwali w Czechach, a drugiego pozyskał od jednej z mieszkanek Sosnowca. Kobieta zeznała przed sądem, że kotkę kupiła w hodowli w Niemczech. Jednak po kilku miesiącach postanowiła ją odsprzedać, uznając, że zwierzę jest zbyt dzikie i syczy. Zabrał ją Jakub Ś., który następnie sprzedał zwierzę Jerzemu K., u którego kilka miesięcy później samica zmarła.
Mężczyzna wyjaśniał, że koty nagle zaczęły mniej jeść i pić. Jerzy K. miał samodzielnie pobrać krew od zwierząt do badań i zawieźć ją do Czech. wyniki tych badań miały wskazywać na to, że koty chorują na koci AIDS.
Pytany przed sądem, dlaczego nie poddał zwierząt eutanazji, odparł: "Nie jestem osobą, która pójdzie ze zwierzęciem do miejsca, w którym je zabiją". Jak przyznał, zrobiłby to wtedy, gdyby zwierzęta wyły z bólu, serwale, które miał jego zdaniem w ten sposób nie cierpiały.
Gdy sędzie Monika Bielecka dopytywała, dlaczego mężczyzna trzymał martwe koty w zamrażalce, ten odpowiedział, że: "Jak każdy, kto kocha zwierzęta, nie chciałem się z nimi rozstać. Hodowcy tak robią". Później mężczyzna przyznał, że w trakcie, gdy trzymał martwe zwierzęta w zamrażalce, nie miał prądu, dlatego zwierzęta się "trochę poroztapiały". Jerzy K. nie chciał odpowiedzieć na pytanie, dlaczego nie wezwał do chorych serwali weterynarza.
Czytaj także: Trzymał martwe serwale w zamrażalce. Z braku prądu "trochę się roztapiały"
Mężczyzna odpowiedział, że choroba była zaraźliwa i nie chciał wieźć kotów do gabinetu, by zaraziły się innych zwierząt. Jak twierdzi, weterynarza, 54-latek tłumaczył, że wezwał weterynarza, ale nie chciał podać nazwiska przed sądem, ponieważ obiecał, że tego nie zrobi. Mężczyzna twierdził również, że liczył, że zwłoki samicy krokodyla same się rozpuszczą w wodzie. Wcześniej miał próbować je wyciągnąć, jednak samiec był bardzo agresywny i 54-latek odpuścił.
Prokuratura żąda dla hodowcy Jerzego K. więzienia
W poniedziałek, 3 lutego odbyło się przed sądem przesłuchanie ostatniego świadka. Sędzia zamknęła przewód sądowy. Głos zabrały strony w mowach końcowych. Jak informuje "Gazeta Wyborcza", prokuratura żąda co najmniej czterech lat więzienia dla Jerzego K.
- "Ta sprawa ma wydźwięk społeczny i wyrok w niej nabiera szczególnego znaczenia. Będzie to komunikat dla zamkniętego środowiska hodowców - "pasjonatów", którzy, mówiąc bardzo dyplomatycznie, mają specyficzne podejście do zwierząt" - mówił podczas mowy końcowej Wojciech Kania, asesor Prokuratury Rejonowej, cytowany przez "GW".
Strona skarżąca wniosła o łączną karę 4 lat i 6 miesięcy więzienia, 15 lat zakazu posiadania jakichkolwiek zwierząt oraz 80 tys. zł nawiązki na cel związany z ochroną zwierząt.
Kolejną posiedzenie zaplanowano na 17 lutego. Wówczas mowę końcową wygłosi obrona.