Górnik z kopalni Murcki-Staszic w Katowicach przez 35 dni przebywał w izolatorium. Podobnie jak wielu innych górników dopadła go zaraza. Wrócił z szychty, poczuł się bardzo slaby i położył się spać. Obudziła go gorączka. - Miałem temperaturę 40,5 stopnia C - opowiada pan Sławek.
Został odesłany do szpitala jednoimiennego w Tychach. Pobrano mu wymaz i został odizolowany. - Do domu wróciłem po 35 dniach. Nie spodziewałem się, że to tak długo będzie trwało. Złe samopoczucie trwało półtorej tygodnia, straciłem węch i smak. Węchu nie mam do teraz - zdradza nam górnik.
Ozdrowieniec, śladem innych kolegów po fachu, postanowił przyjechać do Warszawy, żeby oddać osocze. - Pierwszy raz oddaję krew. Chcę zrobić dla chorych coś dobrego - mówi Sławomir Siedlaczek.
Polski lek na koronawirusa powstaje w Lublinie. Trafi do szpitali zakaźnych w Lublinie, Warszawie, Bytomiu i Białymstoku.